czwartek, 20 marca 2014

Rozdział XX

"Święta"


    "You got somethink I need" usłyszałam piosenkę. W pierwszej chwili byłam pewna, że to sen lecz w mgnieniu oka zerwałam się z łóżka i odebrałam telefon nie patrząc na to, kto dobija się o tak wczesnej porze.
-Tak?- spytałam zachrypniętym głosem.
-Wesołych świąt.- powiedział ktoś radośnie.
-Kto mówi?- dopytywałam się, wycierając zaparowane okno.
-Dopiero wstałaś, prawda kotek? Przecież to ja.
-Ah, Kamil. Przepraszam nie poznałam cię. Wesołych.
-Będę u ciebie za trzydzieści minut. Jedziemy w teren?
    Przytaknęłam chłopakowi i poszłam się przygotowywać.
 Po zjedzeniu jajecznicy i ogólnym "ogarnięciu" się byłam gotowa do wyjścia. Zarzuciłam czerwoną kurtkę, wsunęłam termobuty, szyję oplątałam czarnym kominem, a dłonie wsunęłam w rękawiczki.
    Po wyjściu z domu zobaczyłam Kamila idącego w stronę stajni. Wybiegłam mu na powitanie, a on podszedł i podnosząc mnie do góry przytulił, po czym delikatnie pocałował. Ta wigilia zapowiadała się cudownie.
    Ponieważ w lesie było dużo śniegu, a Smok nie miał mocnych stawów w teren zabrałam Adriatyka. Kiedy podeszłam do jego boksu, leżał otulony słomą. Weszłam do środka i zachęciłam Karmelka do wstania. Wyczyściłam go i osiodłałam, a na zad założyłam derkę. Nie był to nasz pierwszy teren, więc byłam zupełnie spokojna.
    Wyruszliśmy. Szatyn jak zawsze jechał na Honey. Minęliśmy zamarźniętą "czekoladę" i wyjechaliśmy na ogromną łąke. Kamil bez ostrzeżenia ruszył galopem, a Adriatyk tak samo niespodziewanie za nim. Gnaliśmy po polanie od czasu do czasu przeskakując wywrócone drzewa.
***
    Po powrocie na Ranczo zaprosiłam chłopaka do domu. Zrobiłam nam gorącą czekoladę i tosty, a przy okazji wymieniliśmy się prezentami gwiazdkowymi.
-Ale obiecaj, że otworzysz go dopiero wieczorem.- prosił.
-Oczywiście, ale ty też.
    Nic nie odpowiedział tylko przytaknął i pokazał swoje białe ząbki. Rozmawialiśmy o całodniowej nieobecności mojego ojca i ciąży Kingi. Siostra od powrotu z Hiszpanii bardzo się zmieniła; jej włosy przybrały naturalny kolor- blond, a nie biały, a do tego była w pełni gotowa na przyjęcie roli matki.
-Wiesz co Mara...będę już leciał. Muszę pomóc mamie w przygotowaniach.
-W sumie racja. Też muszę wszystko ogarnąć.
    Wstaliśmy z łóżka i mocno uścisneliśmy się. Kiedy Kamil stał już w progu powiedziałam dość cicho.
-Wesołoch Świąt, kochanie.
-Wesołe byłyby tylko w twoim towarzystwie, ale wzajemnie.
   Podeszłam do chłopaka i przytuliłam się ponownie, zarzucając ręce na jego szyję. Kamil pocałował mnie czule w czoło, po czym żegnając się wyszedł z pokoju.
***
    Razem z Kingą szykowałyśmy stół i potrawy na kolację wigilijną. W kuchni rozgościły się babcie i ciocie, a wujkowie i dziadek rozsiedli się na kanapie, po rąbaniu drewna do kominka. Wszystko było prawie gotowe, więc udałam się do łazienki. Jednak kiedy wchodziłam po schodach do domu wbiegł zdyszany tata.
-Stajnia sprzątnięta, a konie nakarmione.- krzyknął, po czym spojrzał na mnie.- Marika nie wychodź dziś na dwór.
    Przytaknęłam tacie i ruszyłam na górę. Wzięłam gorący prysznic oraz umyłam głowę. Wysuszyłam włosy, a następnie delikatnie je wyprostowałam. Nałożyłam czarną, bawełnianą sukienkę, a we włosy wpięłam czerwoną kokardę. Kiedy zeszłam na dół wszyscy siedzieli przy stole w eleganckich strojach, a w powietrzu unosił się zapach potraw i perfum.
    Zasiedliśmy do stołu, obok, którego stała ogromna, pachnąca choinka otoczona tonami kolorowych prezentów. Cała rodzina podzieliła się opłatkiem, a następnie zjedliśmy kolację i zaśpiewaliśmy kolendy.
    Przyszedł czas na otwieranie prezentów. Fakt, wszystkie były wyjątkowe, ale ja czekałam tylko na ten jeden. Oczami szukałam prezentu od Kamila i czekałam, aż tata go wyczyta i w końcu będę mogła go ujrzeć. Rozdane zostały wszystkie upominki, a pod choinką została tylko jedna paczuszka; kwadratowa, spakowana w czerwony papier. Tata wziął go do ręki, a ja bez wahania wyrwałam prezent i pobiegłam do pokoju.
    Już po chwili siedziałam na łożku z paczką na kolanach. Rozpakowałam ją, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Trzymałam w dłoniach złote serduszko z naszymi inicjałami zapisanymi w ten sposób: "M+K= LOVE 4EVER". Pod błyskotką znajdował się list, w którym Kamil prosi mnie o spotkanie jutro. Dołączona do niego była mapka. Chłopak zaproponował żeby tata zawiózł mnie na miejsce.
    Naszyjnik założyłam na szyję i obiecałam sobie, że nigdy go nie zdejmę. Nie chciałam już wracać na dół, ale nagle tata zawołał:
-Mara! Chodź, jeszcze jeden prezent został.
   Nie wiedziałam czego się spodziewać, więc zeszłam posłusznie na parter. Ojciec wstawił ręką na drzwi. Ubrałam się i wyszłam na dwór.
-W stajni.- podpowiedział mi.
    Weszłam do środka i ujrzałam dwa, nowe piękne konie. Jeden był jabłkowity, a drugi kary. Wyglądały na małopolaki, ale nie miałam pewności.
-Do rekreacji?- spytałam zafascynowana.
-Dokładnie.- potwierdził tata.
------------------------
To pierwszy po długiej przerwie :) Piszcie jak bardzo do kitu był ;) Następny postaram sie dodać w weekend :D ~Ruda

3 komentarze:

  1. Suuuper !! O.O Kocham, kocham, kocham. Wreszcie się doczekałam nowego rozdziału *o* Już bałam się, że przestaniesz dla nas pisać :'( A tu nagle nowy rozdział ^^ Jej :D Będę z niecierpliwością czekać na kolejne tak jak zawsze ;) :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam z niecierpliwością na następny !! :D

    OdpowiedzUsuń