sobota, 29 marca 2014

...

"Koniec starego...początek nowego"

    Przyjechałam z tatą na miejsce, które na mapie wzkazał mi Kamil. Liczyłam, że przygotuje coś specjalnego, lecz po prostu czekał na mnie w parku z kopertą w dłoniach. Wysiadłam z samochodu, a ojciec zamiast wrócić do domu stał i czekał. Dałam mu znak dłonią, że może jechać, lecz on zaprzeczył. Podeszłam do chłopaka, a on bez zahamowań przytulił mnie i wyszeptał;
-Kocham cię, Marika. Kocham i nigdy nie przestanę.
-Kamil, ja kocham cię bardziej. Proszę powiedz co się dzieje.
   Jego głos drżał, ewidentnie był czymś zdenerwowany, lub smutny na co wskazywały jego szaklone, ciemno niebieski oczy. Wręczył mi do rąk białą kopertę i dodał;
-Posłuchaj, to dla Ciebie wielka szansa. Ja nie chcę jej przyjąć, lecz nie chcę też, żeby się zmarnowała. Rozmawiałem o tym z twoim tatą i jest za.
    Przeczytałam list, a raczej propozycję. Adresatem była jedna z najlepszych stajni w Ameryce. Jest to zaproszenie na uczestniczenie w  rocznym stażu, podczas którego uczy się, jak zajeżdżać konie. Kiedy nadejdą wakacje jest możliwość powrotu to domu, lub zostanie w Brazylii na jeszcze jeden rok, aby w uczyć młode konie. Zatkało mnie, nie mogłam wydobyć z siebie nawet słowa. Kiedy w końcu udało mi się złapać oddech, wymamrotałam do Kamila;
-Czemu dostałeś tą propozycję?
-Wiesz jaka jest moja mama...zgłasza mnie do wszystkich możliwych konkursów i akurat ten jeden udało mi się losowo wygrać. Marika, nie zastanawiaj się. Jedź. Marzyłaś o czymś takim od dawna, zrób to dla mnie i przyjmij tą propozycję.
-Ale ja? Skoro to ty wygrałeś?
-Tak. Rozmawiałem z właścicielem tamtej stadniny. Zgadza się.- pociągnął nosem.
-Do kiedy mam czas? Kiedy muszę zdecydować.
-Konkretną odpowiedź musisz podać 25 lutego, 1 marca wylecisz z tąd.
    Przytuliłam chłopaka mocno i wróciłam do samochodu. Nie odzywałam się do taty tylko rozmyślałam o tym jak by było gdybym wyjechała.
    ***
    Ta myśl nie dawała mi spokoju. Lecz w końcu przyszedł ten dzień, ten przeklęty dzień. Decyzję było mi podjąć jeszcze trudniej przez to narodziny mojego siostrzeńca Julka. Kinga okazała się być wspaniałą matką; kochającą i wyrozumiałą. Tata przyszedł z Julianem na rękach do mojego pokoju i wręczył mi list z zapytaniem o decyzję. Chwyciłam za długopis i wahając się odpowiedziałam na pytanie. Patrząc na szczęście w oczach mojego tatay kiedy przytula Malutka, nagle wszystko stało się jasne i oczywiste. Oddałam tacie kartkę i z uśmiecham na twarzy wyszłam z pokoju na dwór, ponieważ Kamil czekał w stajni. Gdy zobaczyłam go był przygnębiony.
-Hej! Głowa do góry. Już wszytsko wyjaśnione. 
-Na prawdę? Jesteś pewna? Nie boisz się, że coś stracisz?
-Nie, kiedy zobaczyłam tatę z Julkiem tak szczęśliwych stwierdziłam, że dam radę. Oprę się temu co mnie tak na siłę ciągnie.
***
    Przyszedł 1 marca. Byłam gotowa, gotowa na wszystko. Walizki spakowane, a Adriatyk w przyczepce, ponieważ była możliwośc zabrania ze soba jednego konia. Pożegnałam się z przyjaciółkami i zapewniłam Katie, że tata będzie ją trenował. Siedziałam na przednim siedzeniu obok taty, a Kinga stała w progu i machała do mnie na pożegnanie. 
    Kiedy przybyliśmy na lotnisko, od razu zostaliśmy poproszeni o zaprowadzenie Karmelka do samolotu, a potem o natychmiastowe załatwienie formalności. Ruszyłam z Adriatykiem za panem w mundrze. Na miejscu stało jeszcze pięć innych koni. Jednym z nich była haflingerka. Na jej widok przypomniał mi się Kamil. Po moich policzkach zaczęły spływać w łzy, ale w pewnej chwili ktoś podszedł do mnie od tyłu i łapiąc w talii powiedział "Nie płacz". Odwróciłam się i zobaczyłam Kamila.
-Chyba jednak popełniam błąd.
-Jadę z tobą.
-Co?- krzyknęłam.
-No tak jakoś, zapomniałem ci powiedzieć, że jest taka możliwość. Ups...
-Debilu! Kocham cię.
    Kiedy chłopak miał mnie pocałować przybiegł po nas tata i kazał nam wsiadać do samolotu. Przytuliłam go i weszłam za Kamilem do środka.
-------------------------------
No więc na tym etapie kończę pisanie tego bloga :) To był mój pierwszy, ale nie ostatni :D Niedługo zaczynam pisać nowego. Liczę, że to opowiadanie choć troszkę się Wam spodobało. Dziękuję Wam za te wszytskie miłe komenatrze i obserwacje. Jesteście kochani <3 ~Ruda 

czwartek, 20 marca 2014

Rozdział XX

"Święta"


    "You got somethink I need" usłyszałam piosenkę. W pierwszej chwili byłam pewna, że to sen lecz w mgnieniu oka zerwałam się z łóżka i odebrałam telefon nie patrząc na to, kto dobija się o tak wczesnej porze.
-Tak?- spytałam zachrypniętym głosem.
-Wesołych świąt.- powiedział ktoś radośnie.
-Kto mówi?- dopytywałam się, wycierając zaparowane okno.
-Dopiero wstałaś, prawda kotek? Przecież to ja.
-Ah, Kamil. Przepraszam nie poznałam cię. Wesołych.
-Będę u ciebie za trzydzieści minut. Jedziemy w teren?
    Przytaknęłam chłopakowi i poszłam się przygotowywać.
 Po zjedzeniu jajecznicy i ogólnym "ogarnięciu" się byłam gotowa do wyjścia. Zarzuciłam czerwoną kurtkę, wsunęłam termobuty, szyję oplątałam czarnym kominem, a dłonie wsunęłam w rękawiczki.
    Po wyjściu z domu zobaczyłam Kamila idącego w stronę stajni. Wybiegłam mu na powitanie, a on podszedł i podnosząc mnie do góry przytulił, po czym delikatnie pocałował. Ta wigilia zapowiadała się cudownie.
    Ponieważ w lesie było dużo śniegu, a Smok nie miał mocnych stawów w teren zabrałam Adriatyka. Kiedy podeszłam do jego boksu, leżał otulony słomą. Weszłam do środka i zachęciłam Karmelka do wstania. Wyczyściłam go i osiodłałam, a na zad założyłam derkę. Nie był to nasz pierwszy teren, więc byłam zupełnie spokojna.
    Wyruszliśmy. Szatyn jak zawsze jechał na Honey. Minęliśmy zamarźniętą "czekoladę" i wyjechaliśmy na ogromną łąke. Kamil bez ostrzeżenia ruszył galopem, a Adriatyk tak samo niespodziewanie za nim. Gnaliśmy po polanie od czasu do czasu przeskakując wywrócone drzewa.
***
    Po powrocie na Ranczo zaprosiłam chłopaka do domu. Zrobiłam nam gorącą czekoladę i tosty, a przy okazji wymieniliśmy się prezentami gwiazdkowymi.
-Ale obiecaj, że otworzysz go dopiero wieczorem.- prosił.
-Oczywiście, ale ty też.
    Nic nie odpowiedział tylko przytaknął i pokazał swoje białe ząbki. Rozmawialiśmy o całodniowej nieobecności mojego ojca i ciąży Kingi. Siostra od powrotu z Hiszpanii bardzo się zmieniła; jej włosy przybrały naturalny kolor- blond, a nie biały, a do tego była w pełni gotowa na przyjęcie roli matki.
-Wiesz co Mara...będę już leciał. Muszę pomóc mamie w przygotowaniach.
-W sumie racja. Też muszę wszystko ogarnąć.
    Wstaliśmy z łóżka i mocno uścisneliśmy się. Kiedy Kamil stał już w progu powiedziałam dość cicho.
-Wesołoch Świąt, kochanie.
-Wesołe byłyby tylko w twoim towarzystwie, ale wzajemnie.
   Podeszłam do chłopaka i przytuliłam się ponownie, zarzucając ręce na jego szyję. Kamil pocałował mnie czule w czoło, po czym żegnając się wyszedł z pokoju.
***
    Razem z Kingą szykowałyśmy stół i potrawy na kolację wigilijną. W kuchni rozgościły się babcie i ciocie, a wujkowie i dziadek rozsiedli się na kanapie, po rąbaniu drewna do kominka. Wszystko było prawie gotowe, więc udałam się do łazienki. Jednak kiedy wchodziłam po schodach do domu wbiegł zdyszany tata.
-Stajnia sprzątnięta, a konie nakarmione.- krzyknął, po czym spojrzał na mnie.- Marika nie wychodź dziś na dwór.
    Przytaknęłam tacie i ruszyłam na górę. Wzięłam gorący prysznic oraz umyłam głowę. Wysuszyłam włosy, a następnie delikatnie je wyprostowałam. Nałożyłam czarną, bawełnianą sukienkę, a we włosy wpięłam czerwoną kokardę. Kiedy zeszłam na dół wszyscy siedzieli przy stole w eleganckich strojach, a w powietrzu unosił się zapach potraw i perfum.
    Zasiedliśmy do stołu, obok, którego stała ogromna, pachnąca choinka otoczona tonami kolorowych prezentów. Cała rodzina podzieliła się opłatkiem, a następnie zjedliśmy kolację i zaśpiewaliśmy kolendy.
    Przyszedł czas na otwieranie prezentów. Fakt, wszystkie były wyjątkowe, ale ja czekałam tylko na ten jeden. Oczami szukałam prezentu od Kamila i czekałam, aż tata go wyczyta i w końcu będę mogła go ujrzeć. Rozdane zostały wszystkie upominki, a pod choinką została tylko jedna paczuszka; kwadratowa, spakowana w czerwony papier. Tata wziął go do ręki, a ja bez wahania wyrwałam prezent i pobiegłam do pokoju.
    Już po chwili siedziałam na łożku z paczką na kolanach. Rozpakowałam ją, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Trzymałam w dłoniach złote serduszko z naszymi inicjałami zapisanymi w ten sposób: "M+K= LOVE 4EVER". Pod błyskotką znajdował się list, w którym Kamil prosi mnie o spotkanie jutro. Dołączona do niego była mapka. Chłopak zaproponował żeby tata zawiózł mnie na miejsce.
    Naszyjnik założyłam na szyję i obiecałam sobie, że nigdy go nie zdejmę. Nie chciałam już wracać na dół, ale nagle tata zawołał:
-Mara! Chodź, jeszcze jeden prezent został.
   Nie wiedziałam czego się spodziewać, więc zeszłam posłusznie na parter. Ojciec wstawił ręką na drzwi. Ubrałam się i wyszłam na dwór.
-W stajni.- podpowiedział mi.
    Weszłam do środka i ujrzałam dwa, nowe piękne konie. Jeden był jabłkowity, a drugi kary. Wyglądały na małopolaki, ale nie miałam pewności.
-Do rekreacji?- spytałam zafascynowana.
-Dokładnie.- potwierdził tata.
------------------------
To pierwszy po długiej przerwie :) Piszcie jak bardzo do kitu był ;) Następny postaram sie dodać w weekend :D ~Ruda

środa, 19 marca 2014

OGŁOSZENIA PARAFIALNE

    Hej wszystkim :) Daaawno mnie tu nie było. Głównie z braku czasu i weny. Ale ostatnio (na szczęście) coś mnie wzięło i mam gotowy nowy rozdział :D

Lecz z powodu mojej nie obecności nie wiem czy ktoś tu jeszcze jest i czy czeka na dalsze przyody Mariki i jej przyjaciół :D. Piszcie proszę czy nadal wyczekujecie nowych rozdziałów :3 ~Ruda 

czwartek, 30 stycznia 2014

OGŁOSZENIE

Dobra, zwięźle i na temat. Nie wiem czy jest sens, żebym dalej pisała tego bloga. Jak pewnie zauważyliście ostatnie rozdziały były  nudne. Nic się w nic nie dzieje. Jest to spowodowane moim brakiem weny. Jestem Wam wszystkim z całego serca wdzięczna za te ponad 3k wyświetleń i ciepłe komenatrze. Trochę podcina mi skrzydła mała ilość obserwatrów...ale nie o to chodzi ;). Nie chcę "zaśmiecać" Bloggera bezsensownymi opowiadaniami.

To tyle z mojej strony. Napiszcie co myślicie o tym czasowym zawieszeniu bloga. Obiecuję dać Wam konkretną odpowiedź ;) ~Ruda 

wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział XIX

"Wyjazd"

-Tak. W takim razie będę na pana czekać o 16.- powiedział ojciec do słuchawki.
    Podsłuchiwałam rozmową taty, kiedy rano schodziałam do kuchni. Przysiadłam na schodach i wysłuchiwałam dalszej konwersacji.
-W zimę hotel będzie kosztował 100zł za miesiąc, rozumiem?- upewniał się.- Dobrze, w takim razie do zobaczenia.
    Poderwałam się ze stopnia i weszłam do gabinetu ojca. Siedział przy biurku, a głowę miał opartą o dłonie...ewidentnie był zmartwiony.
-Coś się stało?- zapytałam zamykając za sobą drzwi.
-Nie będę owijał w bawełnę. Jest cienko z finansami i niestety Drops musi wyjechać na łąki razem z Aro. To tylko 30 minut z tąd, więc będziemy ich odwiedzać. Zrozumiem, jak będziesz na mnie zła, ale mogę ci zapewnić, że będą mieli tam dobrze.- sztucznie się uśmiechnął.
-Nie jestem zła. To nie twoja wina...ale czemu jest tak źle?
-Musiałem zrezygnować z jazd rekreacyjnych, bo Arystokracja ma już swoje lata. Nie prowadziłem takich treningów od trzech miesięcy. Okazało się, że one przynosiły ogromny zysk.
-No to może kupmy nowego konia za miast Aro i po problemie.- pocieszałam ojca.
-Kupię nawet dwa, ale dlatego one muszę wyjechać. Rozumiesz?
-Tak, rozumiem.- przytaknęłam,
    Wyszłam z domu otulona ciepłym szalikiem i ubrana w polar. Podeszłam do boksu Łaciatego, po czym weszłam do środka. Uklęknęłam przy nim, bez wahania przytuliłam go, a po moim policzku spłynęła łza.
-Tam też będzie ci dobrze.- obiecywałam kucykowi pakując jego rzeczy.
***
    Bordowa ciężarówka zaparkowała pod bramą. Z koniowozu wysiadła kobieta. Byłą wysoka i szczupła szatynką o czarnych oczach. Spojrzałam na tatę i ujrzałam w jego oczach błysk, który pojawiał się zawsze jak patrzył na mamę.
-Dzień dobry. Ojciec nie mógł przyjechać, więc wysłał mnie.- oznajmiła radośnie brązowo włosa piękność.
-Ależ nie ma problemu. Bardzo miło panią poznać. Jarek.- przedstawił się całują jej dłoń.
-Amelia. Chodź może po nasze rumaki, bo niestety nie mam za wiele czasu.
    Tata i kobieta razem ruszyli w stronę stajni, a ja za nimi. Ojciec chciał wyprowadzić Dropsa, ale wepchnęłam się przed niego i sama to zrobiłam. Chwyciłam za kantar szetlanda i zaprowadziłam go do przyczepy. Tata to samo zrobił z Arystokracją. Pożegnałam się z czterokopytnymi oraz obiecałam, że niedługo ich odwiedzę. Wróciłam do domu i czekałam w środku na tatę.
    Minęło 30 minut, a ojca nadal nie było. Czekałam w kuchni przy stole przez ten czas, bo tata miał zaraz wrócić i przygotować swoją specjalną pizzę. Zniecierpliwiona wyjżałam przez okno i zobaczyłam go rozmawiającego z Amelią. Już od dawna chciałam, żeby się z kimś związał, więc nie przerywałam im tylko sama zabrałam się za robienie obiadu.
***
-Karmelek, czy możesz łaskawie ruszyć swój zad i zakłusować?- krzyczałam do czterolatka lonżując go.
   Nie reagował na cmokanie, ani prośby, więc machnęłam za nim bacikiem i dopiero ruszył. Głowę trzymał tak samo jak ogon w górze i zabawiał sie w araba. Nogami dotykał ziemi bardzo delikatnie. Po kłusie w obu kierunkach przyszedł czas na galop. W tym chodzie srokacz nie miał problemu z utrzymaniem głowy w dole i na całe szczęście cały czas był pięknie rozluźniony. Po skończonym treningu odpiełam lonżę on kantara Adriatyka i pozwoliłam mu swobodnie stępować. Ja w tym czasie siedziałam na przeszkodzie i pisałam z Kamilem, który był już w drodze do stajni...a tak konkretnie to do mnie, bo Honey znów kulała.
-Koniu stępuj.- mówiłam do Karmelka, który cały czas żebrał o cukierki.
-Marika?- spytała dziewczyna podchodząc do drzwi ringu.
-Tak mi się wydaje.- zażartowałam.- A ty kto?
-Katie.- oznajmiła wchodząc do środka.
-Nie wiedziałam, że jeździsz.
-Bo nie jeżdżę, ale mam zamiar zacząć. Mama mnie dziś przywiozła, żebym zapisała się na jazdę za tydzień. A ty co tu robisz?
-Mieszkam.- oznajmiłam po czym wszytsko jej wyjaśniłam.
    Wyszliśmy trójką ze stajni, kiedy na ranczu pojawił sie Kamil.
-Potrzymasz?- spytałam wręczając Kate do ręki uwiąz Adriatyka.
   Podbiegłam do chłopaka i przytuliłam sie do niego wplątując palce w jego włosy. Kiedy miałam się od niego "odkleić" pocałował mnie i przycisnął mocno do siebie.
-To jest Katie.- powiedziałam wskazując na blondynkę.
-Mówiłem, że jesteś ładniejsza.- wyszeptał.
-Nie mówiłeś.- odpowiedziałam tak samo cicho.
-Ale pomyślałem.
   Podeszliśmy do dziewczyny trzymając się za ręce.
-Kate, to Kamil.
-Jej chłopak.- dodał dumny z siebie.
-Pomożecie mi z Adriatykiem i pójdziemy na gorącą czekoladę. Co wy na to?- spytałam
    Oboje zgodnie przytaknęli. Po ogranięciu Karmelka, umyciu nóg Baryłki i oprowadzeniu Amerykanki po stajni poszliśmy do siodlarni, gdzie zrobiłam dla nas gorący napój. Ja siedziałam na kolanach Kamila na czarnym, skórzanym fotelu, natomiast Kasia usadowiła się na czerwonej kanapie naprzeciwko nas. Rozmawialiśmy razem cały wieczór i miałam wrażenie, ze Katie i Kamil nie przypadli sobie do gustu. Kiedy blondynka musiała juz wracać szybko zapisała się na za tydzień na jazdę. Obiecałam jej, że do póki tata nie kupi nowych koni do rekreacji może jeździć na Smoku pod okiem moim lub ojca.
-------------------------------------
Nudno...bez akcji, ale miałam zero pomysłów, a sporo osób pisał na stronce, żebym dodawała częściej :P Zachęcam do obserwowania i komentowania :* /Ruda

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział XX

"Amerykanka"

~*2 miesiące później*~

    Śnieg  w tym roku przybył do nas już w listopadzie. Od ostatniej "przygody" w terenie widywałam się z Kamilem tylko trzy razy w tygodniu. Niedziele, ewentualnie soboty były naszym czasem. Tata zabronił mi wyjazdów sam na sam do lasu, ale przynamniej odzywał się do mnie. Kinga poszła do pracy, żeby móc choć w małej części utrzymywać siebie i jej przyszłego syna. Była bardzo optymistycznie nastawiona na przyjęcie roli matki.
***
    Budzik obudził mnie o 6.30. Wyrwałam kolejną kartkę z kalendarza. Mieliśmy już 17 listopada. Na zewnątrzn było jeszcze ciemno i jedyną rzeczą, która skłoniła mnie do wyjścia z łóżka był fakt, że już piątek. Lenimy krokiem ruszyłam w stronę łazienki. Na rozbudzenie umyłam twarz zimną wodą. Zeszłam na dół do kuchni.
-Kinga? Czemu już wstałaś?- spytałam oślepiona jasnym światłem.
-Nie mogłam spać, więc stwierdziłam, że wstanę i zrobię ci śniadanie.- odpowiedziała stawiając na stół talerz z jajecznicą.
-Dziękuję.- odpowiedziałam siadając do śniadania.
    Spotkałam się z Anetą na przystanku autobusowym. Jak zwykle całą drogę do gimnazujm przegadałyśmy o Matim i Kamilu. Autokar zatrzymał się przed szkołą. Wysiadłyśmy z pojazdu, a przed nim stał wybranek Mango, ubrany w czarną skórzaną kurtkę. Aneta zrobiła się tak czerwona, że gaśnica mogła się przy niej schować. Mateusz rozłożył ręce i był gotowy na uścisk. Blondynka ruszyła w jego stronę i ścisnęła bruneta w talii przykładając głowę do jego umieśnionej klaty.
-Przepraszam, ale możesz spytać?- jąkał się.
-Od zawsze wiedziałam, że coś do mnie czujesz.- mówiła omotana dziewczyna.
-Paula, to nie tak jak myślisz.- tłumaczy się Mati swojej dziewczynie, która wysiadała z autobusu.- Ona się...przykleiła.
-Czyli, że...O matko! Przepraszam.- powiedziała Aneta i uciekła do budynku.
    Mati z Pauliną stali przed placówką i śmieli z niej. Kiedy byłam na schodach i nadal słyszałam ich chichot, odwróciłam się i rzuciłam im pogardliwe spojrzenie. Od razu zamilki i poszli na wagary. Weszłam do szkoły i zaczęłam szukać Anety. Najpierw  poszłam do szafki i przy okazji zdjęłam swój płaszczyk z pod którego ukazał sie czerwony sweterek, oraz zmieniłam buty. Mango nie było w żadnej z łazienek, ani w bibliotece. Kiedy miałam iść do stołówki, zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcje, więc poszłam do sali od języka angielskiego, bo Biechucka i tak już mnie nie lubiła, a na koniec semestru nie chciałam sobie nagrabić. Na ostatnią chwilę wbiegłam do klasy i zobaczyłam Anetę siedzącą na swoim miejscu. Rzuciłam torbę na ławkę i opadłam na krzesło obok Mango. Po rozpakowaniu się wyrwałam mały kawałek kartki ze środka zeszytu i napisałam na nim "Jak się czujesz? :c", po czym zakorespondowałam do przyjaciółki. Przeczytała liścik i schowała go po piórnika, a jej jedyną odpowiedzią było kiwnięcie głową na znak, że jest dobrze.
    Gdy pisaliśmy w zeszytach notakę, ktoś zapukał do drzwi. Patrycja jak zawsze krzyknęła "Zajęte!", ale pani dyrektor i tak weszła do środka. Za nią próg sali przekroczyła nisko blondynka. Była bardzo chuda, a jej oczy miały kolor ciemniego brązu. Pod nimi nałożony był za ciemny korektor, który podkreślał jej karnację o kolorze kawy z mlekiem. Usiadła w ławce za mną i Mango, co chwila poprawiając długie, proste włosy. W wielkiem skrócie nastolatka była piękna.
    Dyrektorka wyszeptałą Biechuckiej coś na ucho po czym opuściła sale.
-Katie Rose?- spytała nauczycielka.
-Tak.- niepewnie odpowiedziała dziewczyna z amerykańskim akcentem.
-Trzecia E, to jest wasza nowa koleżnka. Mam nadzieję, że serdecznie ją przyjmiecie w swoim gronie, a teraz kontynuujcie notowanie.
    Resztę dnia spędziłyśmy z Anetą na "obczajaniu" nowicjuszki. Wydwała się być nieśmiała i spokojna, ale przyjaciółka ciągle mówiła mi, że to na pewno tylko pozory.
    Wyszłyśmy z budynku szkoły i ruszyłyśmy w stronę przystanku. Było już po dziewiątej lekcji, więc czekałyśmy same, ale po chwili dołączyła do nas Katie. Stanęła w "bezpiecznej" odległości. Po wymienieniu porozumiewawczego spojrzenia z Mango podeszłyśmy do nowej.
***
    Wieczorem rozmawiałam z Kamilem na Skypie, a jednocześnie pisałam z Katie na Facebook'u. Rose całe życie mieszkała w Ameryce, bo jej ojciec jest z tamtąd.
-Marika gaś światło!- krzyknął tata ze swojej sypialni.
    Nie odpowiedziałam tylko posłusznie pożegnałam się z przyjaciółmi i poszłam spać.
***
    "W końcu" pomyślałam chwytając za łek i siadając na siodło Adriatyka. Poprawiłam nogi w strzemionach i ruszyłam stępem. Po dość długiej rozgrzewce zakłusowałam i od razu zmieniłam nogę na zewnętrzną. Karmelek robił się coraz delikatniejszy na wodzach i już po trzech ruchach dłonią brał głowę w dół. Przeszłam do pełnego siadu i wyrzuciłam nogi ze strzemion, żeby móc lepiej usiąść. Kiedy srokacz był już rozluźniony przeszłam do stój i cofnęłam na Adriatyku pierwszy raz w życiu, co udało nam się dopiero po trzeciej próbie. Stępowałam przed galopem kiedy pewien chłopak w kapturze podszedł do drzwi hali.
-Hej.-przywitał się- Jak wam idzie?- spytał pokazując swoją twarz.
-Cześć- podjechałam i pocałowałam chłopaka w policzek.- Jeszcze nie było galopu, ale kłus super. 
    Kamil wszedł do środka i zamnkął za sobą drzwi.
-Pozwolicie, że popatrzę bo Honey znowu kuleje.
-Pozwolimy.- entuzjaztycznie odpowiedziałam.
    Zebrałam wodze, przyłożyłam łydki i ruszyłam ćwiczebnym, po czym w narożniku zagalopowałam. Wszystko szło bezproblemowo, więc szybko zmieniłam kierunek. Po treningu rozstępowałam Adriatyka, by mieć więcej czasu dla Kamila.
-Ładnie razem wyglądacie.- oznajmił chłopak zarzucając małopolakowi na zad czerwoną derkę.
-Dzięki.- kąciku moich ust skierowały się ku górze.
***
    Byłam z Kamilem w moim beżowym pokoju. Chłopak siedział na łóżku oparty o ścianę, a ja miałam głowę delikatnie ułożoną na jego kolanach. Rozmawialiśmy o Katie i jej pochodzeniu.
-Skoro mówisz, że jest tak fajna, to może odpowiedzę ją w twojej szkole?- prowokował mnie.
-Jak chcesz.- odpowiedziałam obrażona.
-Nie będziesz zła?
-Nie.-skłamałam.
-Nie no, spokojnie.- przejechał dłonią po moim policzku.- Nie zrobię tak.- zapewnił.
-Okey.- uśmiechnęłam się.
    Usłyszałam klakson samochodu, zerwałam się z łóżka i podeszłam do okna.
-Twoja mama.- powiedziałam obojętnie.
-Ehh- westchnął.- To będę już leciał.
    Pocałował mnie, a ja to odwzajemniłam.
-A i jeszcze jedno...jesteś śliczna.- wyszedł z pokoju.
    Opadłam na łóżko uśmiechając się sama do siebie.
---------------------------------------
Taaaki romantyk :D Katie jest wzorowana na mojej przyjaciółce Kasi KOCHAM <3 

czytasz?---komentuj ^^ /Ruda 

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział XVIII

"Zagubieni"

-Na prawdę tak powiedział!- zapewniałam Kingę, której się zwierzałam.
-Pogodzicie się, zobaczysz.- pocieszała mnie.
-No wiem...dzięki za rozmowę. Pójdę już spać.
-Dobranoc.- powiedziała i przytuliła mnie 
    Po godzinnej rozmowie z siostrą wróciłam do swojego pokoju. Od ponad dwóch lat nic się w nim nie zmieniło. Beżowe ściany były obklejone plakatami z końmi oraz rockowymi zespołami. Łożko z białego drewna, niechlujnie nakryte kocem stało przy ścianie, a obok niego znajdowała się komoda. Na biurku oprócz figurki fryza, stała biała lampka. Podeszłam do szafki, wyjęłam z niej piżamię i udałam się do łazienki
    Kamil zarzucał mnie sms'ami. Starałam się je ignorować, ale o trzeciej w nocy mógłby dać mi spokój. Odpisałam mu wiadomością o treści "Pogadamy jutro. Sory, ale chce spać. Spotkajmy się o 13 w siodlarni ;)". Wyciszyłam telefon, podłączyłam do ładowarki, odłożyłam na parapet i okryłam się kołdrą po same uszy.
***
   Rozciągnęłam się na łóżku i teoretycznie jeszcze śpiąc spojrzałam na zegarek, który wisiałam na przeciwko.
-Co?!- krzyknęłam.
    Zerwałam się spod pościeli i pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Zbiegłam do salonu i wyjrzałam przez okno, żeby upewnić się, że Kamila jeszcze nie ma. Nie zauważyłam go, więc szybko zrobiłam sobie tosty. Po śniadaniu wyprowadziłam swoje konie na padok. Od kąd byłam pokłócona z tatą, sama musiałam wszytsko robić z Adriatykiem i Smokiem. Ojciec je tylko karmił.
    Zajrzałam do siodlarni, ale chłopaka nadal nie było. Poszłam do Areo. Stała ona na swoim padoku za stajnią. Tata zgodził się na zostawienie jej na ranczu. Wrzuciłam sarnie marchewkę i wstawiłam jej wiaderko ze świeżą wodą, a ona wdzięcznie podeszła do mnie i schyliła głowę w dół. Po raz trzeci weszłam do siodlarni i w końcu zobaczyłam tam Kamila. Spytałam go obojętnie czy długo czekał.
-Nie. Dopiero przyszedłem. Przepraszam. Przepraszam, że zaufałem tej suce, a nie tobie.- powiedział pewny siebie.
-A teraz się pogodzimy i będzie "happy endzik"- zażartowałam, żeby rozluźnić atmosferę.
    Chłopak podszedł do mnie, wziął za ręcę i delikatnie pocałował w policzek.
-No to może, żeby zakończyć kłótnię całkiem pojedziemy w teren?- zaproponował pokazując swoje białe ząbki.
-Jasnę.- odpowiedziałam bez wahania i już po chwili rozeszliśmy się do swoich koni.
     Założyłam Smoczkowi jego zielony zestaw i sama ubrałam  sweterek w takim kolorze. Stałam z Rudym przed stajnią i czekałam na Kamila. Po paru sekundach chłopak razem ze swoją haflingerką wyszli z boksu.
-Jak ona dostojnie wygląda. Ten róż dodaje i jej i tobie kobiecości.- zaśmiałam się.
-Mama uparła się na ten kolor i nie miałem nic do powiedzenia.
-Jasne.- odpowiedziałam sarkastycznie.- Wsiadajmy bo o 15 muszę je nakarmić..
-Dobra, ale pozwolisz, że dziś ja prowadzę teren.
    Przytaknęłam i ruszyliśmy. Jak zawsze jechaliśmy kłusem wzdłuż czekalody, ale kiedy standardowo powinniśmy skręcić w prawo, Kamil pojechał w lewo.
-Nie pomyliły ci się kierunki?- spytałam.
-Ja prowadzę, tak?- odpowiedział pytaniem
    Nic więcej nie powiedziałam, bo wiedziałam, że i tak nie wygram. Wyjechaliśmy na łąkę pełną dzikich bzów. Kamil wydał rozkaz o zagalopowaniu. Jeździliśmy po niej długi czas.
-Ścigamy się?- zaproponował chłopak.
-Jasne!- entuzjastycznie odpowiedziałam.- Do końca tej drogi. Start!- krzyknęłam i ruszyliśmy.
    Na początku prowadzenie obejmowała kobyłka, ale po pewnym czasie to Smok prowadził. Jadąc po leśnej ścieżce wiele razy skręcaliśmy. W pewnym momencie przeszłam do kłusa.
-Poddajesz się?- spytał.
-Nie, ale zauważ, że jeździmy po tym lesie już godzinę, a ścieżka sie nie kończy. Skręcaliśmy w różne kierunki i nie wiem jak ty, ale ja nie wiem jak wrócić.- powiedziałam zmartwiona.
-Masz rację.- przytaknął klepiąc spoconą szyję Honey.- Może wróćmy sie...powinny zostać ślady.
-Prawie jak "Jaś i Małgosia"- zaczęłam się śmiać i ruszyłam stępem.
    Wędrowaliśmy po lesie dwie godziny. Nie było ciemno, ale słońce nie świeciło.
-Kamil słuchaj ewidentnie się zgubiliśmy. Co robimy?- zaczęłam sie niepokoić.
-Nie wiem...idźmy jeszcze, może zaraz jest wyjście.
    Była godzina 19, a my nadal krążyliśmy po obcej nam stronie lasu. Wyjęłam telefon i zaczęłam wykręcać numer.
-Co robisz?
-Dzwonię do taty. Jest na mnie zły, ale chyba jak powiem, że się zgubiliśmy to będzie nas szukał.
   Wystukałam numer do końca i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Tata odebrał i zaczął na mnie krzyczeć. Wytłumaczyłam mu całą sytuację,a on kazał nam stać w miejscu i czekać.
-Rozsiądłajmy je i przywiążmy do drzew. Tata zaraz wyjedzie.- oznajmiłam po zakończeniu rozmowy z ojcem.
    Kamil tak samo jak ja zsiadł ze swojego rumaka, zdjął mu z grzbietu siodło i przywiązał do drzewa,  tak żeby miał dostęp do trawy. Siedzieliśmy na swoich kurtkach, ale był wieczór, więc powietrze robiło się coraz chłodniejsze. Od czasu do czasu przechodziły mnie dreszcze.
-Zimno ci?- zapytał chłopak.
-Nie.- skłamał
    Kamil zdjął swój sweter i zarzucił mi go na plecy, po czym zerwał się i pobiegł do lasu.
-Gdzie idziesz?!- krzyknęłam.
-Daj mi chwilę.
    Po pięciu minutach piętnastolatek wrócił ze stosem suchych patyków. Rzucił je na piasek i pocierając kamieniem o kamień wywołał ogień.
-Skąd ty masz kamienie krzemowe?- zdziwiłam się.
-Zawsze mam przy sobie takie dwa na wszelki wypadek.
-To dziwne, ale jak widać przydatne.
    Podeszłam do chłopaka i usiadłam obok niego. Położyłam głowę na jego ramieniu i wtuliłam się w jego szyję. Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy o swoich szkołach do póki nie przyjechał po nas tata.Konie przywiązaliśmy do samochodu, a my wsiedliśmy do środka. Ojciec jechał bardzo powoli, więc Honey i Smok mogli spokojnie stępować.
------------------------------------
Musiałam ich pogodzić :D z przyczyn prywatnych (Tak Zosia z tych :3) Jeżeli podoba Wam się to proszę komentujcie i obserwujcie :D zapraszam do czytania opisów bohaterów ;) /Ruda