wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział XIX

"Wyjazd"

-Tak. W takim razie będę na pana czekać o 16.- powiedział ojciec do słuchawki.
    Podsłuchiwałam rozmową taty, kiedy rano schodziałam do kuchni. Przysiadłam na schodach i wysłuchiwałam dalszej konwersacji.
-W zimę hotel będzie kosztował 100zł za miesiąc, rozumiem?- upewniał się.- Dobrze, w takim razie do zobaczenia.
    Poderwałam się ze stopnia i weszłam do gabinetu ojca. Siedział przy biurku, a głowę miał opartą o dłonie...ewidentnie był zmartwiony.
-Coś się stało?- zapytałam zamykając za sobą drzwi.
-Nie będę owijał w bawełnę. Jest cienko z finansami i niestety Drops musi wyjechać na łąki razem z Aro. To tylko 30 minut z tąd, więc będziemy ich odwiedzać. Zrozumiem, jak będziesz na mnie zła, ale mogę ci zapewnić, że będą mieli tam dobrze.- sztucznie się uśmiechnął.
-Nie jestem zła. To nie twoja wina...ale czemu jest tak źle?
-Musiałem zrezygnować z jazd rekreacyjnych, bo Arystokracja ma już swoje lata. Nie prowadziłem takich treningów od trzech miesięcy. Okazało się, że one przynosiły ogromny zysk.
-No to może kupmy nowego konia za miast Aro i po problemie.- pocieszałam ojca.
-Kupię nawet dwa, ale dlatego one muszę wyjechać. Rozumiesz?
-Tak, rozumiem.- przytaknęłam,
    Wyszłam z domu otulona ciepłym szalikiem i ubrana w polar. Podeszłam do boksu Łaciatego, po czym weszłam do środka. Uklęknęłam przy nim, bez wahania przytuliłam go, a po moim policzku spłynęła łza.
-Tam też będzie ci dobrze.- obiecywałam kucykowi pakując jego rzeczy.
***
    Bordowa ciężarówka zaparkowała pod bramą. Z koniowozu wysiadła kobieta. Byłą wysoka i szczupła szatynką o czarnych oczach. Spojrzałam na tatę i ujrzałam w jego oczach błysk, który pojawiał się zawsze jak patrzył na mamę.
-Dzień dobry. Ojciec nie mógł przyjechać, więc wysłał mnie.- oznajmiła radośnie brązowo włosa piękność.
-Ależ nie ma problemu. Bardzo miło panią poznać. Jarek.- przedstawił się całują jej dłoń.
-Amelia. Chodź może po nasze rumaki, bo niestety nie mam za wiele czasu.
    Tata i kobieta razem ruszyli w stronę stajni, a ja za nimi. Ojciec chciał wyprowadzić Dropsa, ale wepchnęłam się przed niego i sama to zrobiłam. Chwyciłam za kantar szetlanda i zaprowadziłam go do przyczepy. Tata to samo zrobił z Arystokracją. Pożegnałam się z czterokopytnymi oraz obiecałam, że niedługo ich odwiedzę. Wróciłam do domu i czekałam w środku na tatę.
    Minęło 30 minut, a ojca nadal nie było. Czekałam w kuchni przy stole przez ten czas, bo tata miał zaraz wrócić i przygotować swoją specjalną pizzę. Zniecierpliwiona wyjżałam przez okno i zobaczyłam go rozmawiającego z Amelią. Już od dawna chciałam, żeby się z kimś związał, więc nie przerywałam im tylko sama zabrałam się za robienie obiadu.
***
-Karmelek, czy możesz łaskawie ruszyć swój zad i zakłusować?- krzyczałam do czterolatka lonżując go.
   Nie reagował na cmokanie, ani prośby, więc machnęłam za nim bacikiem i dopiero ruszył. Głowę trzymał tak samo jak ogon w górze i zabawiał sie w araba. Nogami dotykał ziemi bardzo delikatnie. Po kłusie w obu kierunkach przyszedł czas na galop. W tym chodzie srokacz nie miał problemu z utrzymaniem głowy w dole i na całe szczęście cały czas był pięknie rozluźniony. Po skończonym treningu odpiełam lonżę on kantara Adriatyka i pozwoliłam mu swobodnie stępować. Ja w tym czasie siedziałam na przeszkodzie i pisałam z Kamilem, który był już w drodze do stajni...a tak konkretnie to do mnie, bo Honey znów kulała.
-Koniu stępuj.- mówiłam do Karmelka, który cały czas żebrał o cukierki.
-Marika?- spytała dziewczyna podchodząc do drzwi ringu.
-Tak mi się wydaje.- zażartowałam.- A ty kto?
-Katie.- oznajmiła wchodząc do środka.
-Nie wiedziałam, że jeździsz.
-Bo nie jeżdżę, ale mam zamiar zacząć. Mama mnie dziś przywiozła, żebym zapisała się na jazdę za tydzień. A ty co tu robisz?
-Mieszkam.- oznajmiłam po czym wszytsko jej wyjaśniłam.
    Wyszliśmy trójką ze stajni, kiedy na ranczu pojawił sie Kamil.
-Potrzymasz?- spytałam wręczając Kate do ręki uwiąz Adriatyka.
   Podbiegłam do chłopaka i przytuliłam sie do niego wplątując palce w jego włosy. Kiedy miałam się od niego "odkleić" pocałował mnie i przycisnął mocno do siebie.
-To jest Katie.- powiedziałam wskazując na blondynkę.
-Mówiłem, że jesteś ładniejsza.- wyszeptał.
-Nie mówiłeś.- odpowiedziałam tak samo cicho.
-Ale pomyślałem.
   Podeszliśmy do dziewczyny trzymając się za ręce.
-Kate, to Kamil.
-Jej chłopak.- dodał dumny z siebie.
-Pomożecie mi z Adriatykiem i pójdziemy na gorącą czekoladę. Co wy na to?- spytałam
    Oboje zgodnie przytaknęli. Po ogranięciu Karmelka, umyciu nóg Baryłki i oprowadzeniu Amerykanki po stajni poszliśmy do siodlarni, gdzie zrobiłam dla nas gorący napój. Ja siedziałam na kolanach Kamila na czarnym, skórzanym fotelu, natomiast Kasia usadowiła się na czerwonej kanapie naprzeciwko nas. Rozmawialiśmy razem cały wieczór i miałam wrażenie, ze Katie i Kamil nie przypadli sobie do gustu. Kiedy blondynka musiała juz wracać szybko zapisała się na za tydzień na jazdę. Obiecałam jej, że do póki tata nie kupi nowych koni do rekreacji może jeździć na Smoku pod okiem moim lub ojca.
-------------------------------------
Nudno...bez akcji, ale miałam zero pomysłów, a sporo osób pisał na stronce, żebym dodawała częściej :P Zachęcam do obserwowania i komentowania :* /Ruda

7 komentarzy: