Rozdział IV
"Sen. Śmierć i ta nowa"
-Dobranoc- krzyknęłam do taty idąc w stronę swojego pokoju.
-Dobrej nocki- odkrzyknął radośnie tata przesyłając mi buziaka
Zawsze przed snem czytałam książkę, ale dziś po tych wszystkich wydarzeniach byłam zbyt zmęczona. Rzuciłam się na łóżko i usnęłam.
Dym. Wszędzie było szaro. Biegałam od stajni do studni, do studni od stajni, by ugasić ogień, który był wszędzie. Tata wyganiał konie, żeby przynajmniej im się nic nie stało. Gasiłam ogień ze łzami w oczach. Nie wierzyłam, że to się dzieje. "Kto jest, aż tak bezduszny, by dopuścić się takiego czynu". Zadawałam sobie to pytanie non stop. Kiedy nagle ujżałam Kamila wyłaniającego się zza ściany gęstego dymu. W rękach trzymał zapałki, a na jego twarzy widniał uśmiech. Był z siebie zadowolony.
Obudziłam się przepocona i trzęsąca się. Przed oczami ciągle miałam tą przerażającą scenę. Wyjrzałam przez okno. Nie wiem czemu, ale poszłam do stajni. Była trzecia w nocy, więc wszysycy spali. Pod słowem "wszyscy" miałam na myśli tatę i konie. Idąc do stajni nie widziałam własnych stóp. Bardzo delikatne światło dawał jedynie księżyc schowany za czarnymi chmurami.
Weszłam do boksu Honey, a potem po koleji do Smoka, Dropsa, Arii, Kenii-kobyły taty, oraz do Arystokracjii (Aro)- klaczy rekreacyjnej. U nas na ranczu mało osób jeździło rekreacyjnie, ale dla tych nie licznych do dyspozycjii była ośmioletnia, kara kobyła zimnorwista. Na koniec zajrzałam do Adriatyka . Spał na leżąco. Jednak gdy podeszłam do jego boksu od razu podniósł łebek do góry i cichutko zarżał. Zauważyłam, że w nocy jego oko jest jeszcze bardziej błękitne niż za dnia. Delikatnie otworzyłam drewniane drzwi i weszłam do środka. Położyłam się obok Karmelka, głowę delikanie oparłam o jego łopatkę i usnęłam.
Poczułam na twarzy ciepły oddech. Otworzyłam oczy i zobaczyłam wpatrującego się we mnie Adriatyka. Pocałowałam jego chrapki i wyszłam z boksu.
-Marika! Tu jesteś! Wszędzie Cię szukałem!- krzyknął oburzony ojciec
"Najwyraźniej nie wszędzie" przeszło mi przez myśl.
-Przepraszam tato, ale...-przerwałam, bo zauważyłam, że w stronę stajni idzie Aneta- Opowiem Ci potem- dokończyłam.
Tata machnął ręką i dokończył siodłanie Arystokracji dla nowej dziewczyny. Zobaczyłam ja pierwszy raz w życiu, ale już po pierwszym kontakcie wzrokowym nie spodobała mi się,
-Aro jest w boksie. Tata ją dla Ciebie siodła.- powiedziałam wymuszając choć malutki uśmiech
-Pff. Poradziłabym sobie- odburknęła
Wiedziałam z własnego doświadczenia, że nie należy zadawać się z takimi osobami, więc ominęłam ją jak truciznę i ruszyłam w kierunku Anety.
-Siema Mara- wymruczała zamartwiona Anetka.
-Tyle razy Cię prosiłam. Wszystko, tylko nie "Mara"- powiedziałam.
Mango (Aneta odziedziczyła tą kswykę po swoim bracie. Do dziś nie wiadomo czemu go tak nazywają) przytuliła się do mnie, czego nie robiła od bardzo dawna.
-Mój chomik...-zaczęła- nie żyję
Wiem, że nie powinnam, ale roześmiałam się.
-Aneta, twój chomik nie żyje? Kolejny...w tym miesiącu!?- zaczęłam się śmiać.
-Ale do tego się na prawdę przywiązałam- pociągnęła nosem
-Ech- przytuliłam ja mocniej- na poprawę chumoru proponuję pławienie. Co ty na to Mango?
-Niech będzie- uśmiechnęła się sztucznie
------------------------------------------------------------
Mamy czwarty rozdział :) Myślę, że się spodoba. Liczę na komenatrze i może nowych obserwatorów :D
Do następnego ^^ ~Ruda
PS. zwiększyłam czcionkę i zmieniłam kolor za prośbą jednej z czytelniczek :) Zosia :* Pozdrawiam <3
PS. zwiększyłam czcionkę i zmieniłam kolor za prośbą jednej z czytelniczek :) Zosia :* Pozdrawiam <3