Rozdział III
"Niby nic, a cieszy"
...Siedzieliśmy tak do póki tata nie przyszedł do ringu. Chciałam wstać, ale zobaczyłam, że maluch usnął.
-Ciiiii- powiedziałam do taty dotykając palcem ust.
Skinął głową i otworzył drzwi, które na nieszczeście zaskrzypiały. Adriatyk w mgnieniu oka oderwał swoją karmelową głowę od mojego bladego czoła. Wstałam i podeszłam do malucha, żeby odprowadzić go do stajni.
Wróciałam do domu na obiad. Tata nie był mistrzem kuchni i dlatego od odejścia mamy żywyliśmy się głównie mrożonkami i pizzami. Ewentualnie gdy ja miałam ochotę i czas gotowałam coś normalnego, zdrowego.
-Hmmm, tato jaka pyszna...- mówiłam grzebiąc widelcem w talerzu-paćka.
-Córcia, wiesz, że mistrzem gotowania nie jestem- zaśmiał się- A ta paćka to warzywa na parze
Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i wyrzuciliśmy "warzywaną paćkę"
-To co? Peperoni?- spytałam tatę wybieracjąc numer do jedynej pizzeri we wsi.
***
Czekałam w stajni na Kamila i Anetę. Postanowiłam, że przy okazji odwiedzę Smoka. Skoczyłam do siodlarnii po jego jasno-zieloną skrzyneczkę ze szczotkami. Po wyczyszczeniu Rudego przyszedł czas na test ostateczny. Podczas gdy dziewięciolatek miał zdrową nogę sam podawał kopyta do czyszcznia, kiedy kulał nie chciał jej dać nawet za jabłkowe cukierki, które ubustwiał. Pani Arleta-nasz miejscowy weterynarz powiedziała, że gdy będzie dawał kończynę bez oporów będzie gotów by wrócić do jazd i wychodzenia na padok.
-To co Smoczku, podasz tą nieszczęsną nogę?- spytałam delikatnie dotykając jego łopatki.
Smok bez oporów podał mi nogę. Byłam tak szcześliwa. Znowu mogliśmy wrócić do treningów, ale ponieważ Maluch nie chodził przez miesiąc stwierdziłam, że go wylonżuję.
***
-No Rudy! Kłus! - krzyknęłam delikatnie smyrając konia po zadzie.
Ruszył bez problemu. Zmieniliśmy kierunek. Potem galop w dwie strony i koniec. "Mój najkochańszy" pomyślałam dając mu cukierka w nagrodę.
***
Nadal czekałam na przyjaciół. "Gdzie oni są...nigdy nie spóźniali sie, aż tak bardzo" przez myśl przeszły mi najczarniejsze scenariusze. Wypadek, porwanie, a nawet śmierć
-Hej piękna!- krzyknął Kamil wychodząc zza rogu- Co taka blada?- zażartował
Już nie byłam balda. Po tych słowach "Hej piękna" byłam tak czerwona, że miałam wrażenie, iż moja twarz za chwilę eksploduje. Nie byłam pewna czy on poprostu żartował, czy nie, ale i tak zrobiło to na mnie wielkie wrażenie, bo ten szatyn z ciemnoniebieskimi oczami i czarnymi jak kopyta Adriatyka rzęsami podoba mi się od kąd pojawił się na naszym ranczu.
-Hej Kamil...co z Anetą?- spytałam próbując ukryć moją eksycytację
-Pokłóciliśmy się i dziś ona nie przyjedzie.
-Znowu? Nawet nie chcę wiedzieć o co? Dobra ja muszę iść nakarmić konie, a ty rób co chcesz, ale pamiętaj, że całą noc padało i o jeździe na maneżu możesz zapomnieć. Zostaje hala i ring.- Oznajmiłam
-No dobra...nie chcę, żeby Baryłka znowu się poślizngęła i nadwyrężyła nogę.- zażartował.
Rozeszliśmy się.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział trzeci strasznie krótki i 0 akcji. Nie miałam żadnego pomysłu, ale mam nadziję, że mimo tego zobaczę tu kilka komentarzy i przybędzie też parę obserwatorów :)
Pozdrawiam :D ~Ruda
Ja mam wyobraźnie ale nie aż tak piękną *o* Weź ty szybciej pisz te opowiadania bo ja z niecierpliwościa czekam *o*
OdpowiedzUsuńJa zgadzam się z Weroniką ^_^ cudowne opowiadania piszesz O_O a oceny z wypracowań też pewnie piękne ;)
OdpowiedzUsuńHej czadowy blog super pomysły :) nie widziałam żadnego lepszego bloga do tej pory ;) czekam na nowy rozdzial
OdpowiedzUsuńJak ty to powiedziałaś 0 akcji ale i tak superowe
OdpowiedzUsuńI tak ze sobą kręcą!!! Nananananananananana :P Też Cię kocham <3
OdpowiedzUsuńNo nie żeby coś, ale chyba wiem lepiej :* i wiem ja Cb tez <3
Usuń