Rozdział XIV
"Prawdziwe piękno"
Po akcji z listem zamknęłam się w pokoju. Leżałam na łóżku z poduszką na głowie, ale i tak słyszałam te krzyki. Kinga i tata byli w pokoju naprzeciwko. Ojciec krzyczał na moją siostrę przez godzinę non stop. Uświadamiał jej jak bardzo jest nieodpowiedzialna i żałosna. Kinga płakała i co jakiś czas pociągała nosem bardzo głośno. Po długiej kłótni tata wszedł do mojego pokoju.
-Przepraszam, że musiałaś tego wysłuchiwać.- smętnie powiedział.
Nie odpowiedziałam. Nie darzyłam Kingi szczególnym uczuciem, ale ojca tym razem poniosło. Zastanawiałam się nad pójściem do siostry i pocieszeniem jej, ale nie byłam w stanie. Nie umiałam przełamać tego muru, który rósł między nami od zawsze. Usiadłam na łóżku i mimo tego, że tata i ona już się dawno rozeszli ciągle słyszłam tą kłótnie. Nie dawało spokoju mi to czemu ojciec nie spytał Kingi o ojca dziecka. Zebrałam się w sobie i wyszłam z pokoju. Delikatnie zapukałam do drzwi siostry. Nie odpowiedziała, ani nie otworzyła mi więc, nie chcąc się narzucać odeszłam. Wróciłam do pokoju po piżdżamę, poszłam do łazienki, wzięłam ciepły prysznic i leżąc w łóżku usnęłam.
***
Odsłoniłam żaluzję. Za oknem było jeszcze szarawo, bo słońce dopiero wschodziło. Obudziałam się tak wcześnie, ponieważ ktoś/coś dobijał się do mojego okna. Nic nadzwyczajnego nie zauważyłam więc wróciłam do łóżka. Kiedy próbowałam zasnąć znów usłyszłam ten dźwięk. Oburzona podeszłam do okna i zobaczyłam Kamila, który rzuca w okno kamieniami. Ubrany był w brązowe bryczesy i granatowy T-shirt. Jego oczy były mocno podkrążnone, a włosy poczochrane prawie tak samo jak moje. Otworzyłam okno.
-Spać nie możesz?- spytałam ziewając.
-W boksie Honey nie jest za wygodnie.- zażartował.
-Myślałam, że tylko ja sypiam w stajni.
-Od wczoraj nie tylko ty.- uśmiechnął sie i poprawił włosy.
-Nadal mi nie wytłumaczyłeś po co mnie obudziłeś.
-Miałem Ci pokazać coś specjalnego po zdjęciu gipsu, ale dziś to jedyna szansa, więc oboje pojedziemy na Baryłce i zobaczysz o co chodzi.- oznajmił.
-No dobra. To daj mi pięć minut i zaraz zejdę.- powiedziałam zamykając okno.
Po cichu wyszłam z domu i ruszyłam w stronę stajni. Kamil czekał już z haflingerką przed budynkiem. Podszedł z nią do schodków i wsiadł, po czym podał i rękę i ja też znalazłam się na grzbiecie kobyły. Kamil założył mi na oczy opaskę.
-Nie bój się tylko złap moje ramiona.-oznajmił ruszając stępem.
Jechalismy po lesie. Wiedziałam, bo co pewien czas gałązki brzóz smyrały mnie po twarzy. Kamil ostrzegł mnie i ruszył galopem. Droga musiała być dziurawa, bo Honey często się potykała. Nagle stanęliśmy. Chłopak zsiadł z konia, a potem chwycił mnie w talii i zdjął z kobyłki. Zdjął mi z oczu opaskę i powiedział biorąc za rękę
-Patrz.
Staliśmy na ogromnej skarpie. Pod nami płynęła szeroka rzeka...niezakażony fragment "czekolady". Po drugiej stronie urwiska wschodziło słońce, a w jego delikatnych promieniach ogrzewały się ptaki.
-Tu jest pięknie.- powiedziałam przepełniona szczęściem.
-Wiem, dlatego Cię tu zabrałem.
-------------------------------------------------------------------
Jest kolejny taki króciutki i nudny, ale skoro obiecałam, że dziś coś się pojawi to się pojawiło :D czekam na opinię <3 ~Ruda