niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział XIV

"Prawdziwe piękno"

    Po akcji z listem zamknęłam się w pokoju. Leżałam na łóżku z poduszką na głowie, ale i tak słyszałam te krzyki. Kinga i tata byli w pokoju naprzeciwko. Ojciec krzyczał na moją siostrę przez godzinę non stop. Uświadamiał jej jak bardzo jest nieodpowiedzialna i żałosna. Kinga płakała i co jakiś czas pociągała nosem bardzo głośno. Po długiej kłótni tata wszedł do mojego pokoju.
-Przepraszam, że musiałaś tego wysłuchiwać.- smętnie powiedział.
    Nie odpowiedziałam. Nie darzyłam Kingi szczególnym uczuciem, ale ojca tym razem poniosło. Zastanawiałam się nad pójściem do siostry i pocieszeniem jej, ale nie byłam w stanie. Nie umiałam przełamać tego muru, który rósł między nami od zawsze. Usiadłam na łóżku i mimo tego, że tata i ona już się dawno rozeszli ciągle słyszłam tą kłótnie. Nie dawało spokoju mi to czemu ojciec nie spytał Kingi o ojca dziecka. Zebrałam się w sobie i wyszłam z pokoju. Delikatnie zapukałam do drzwi siostry. Nie odpowiedziała, ani nie otworzyła mi więc, nie chcąc się narzucać odeszłam. Wróciłam do pokoju po piżdżamę, poszłam do łazienki, wzięłam ciepły prysznic i leżąc w łóżku usnęłam.
***
     Odsłoniłam żaluzję. Za oknem było jeszcze szarawo, bo słońce dopiero wschodziło. Obudziałam się tak wcześnie, ponieważ ktoś/coś dobijał się do mojego okna. Nic nadzwyczajnego nie zauważyłam więc wróciłam do łóżka. Kiedy próbowałam zasnąć znów usłyszłam ten dźwięk. Oburzona podeszłam do okna i zobaczyłam Kamila, który rzuca w okno kamieniami. Ubrany był w brązowe bryczesy i granatowy T-shirt. Jego oczy były mocno podkrążnone, a włosy poczochrane prawie tak samo jak moje. Otworzyłam okno.
-Spać nie możesz?- spytałam ziewając.
-W boksie Honey nie jest za wygodnie.- zażartował.
-Myślałam, że tylko ja sypiam w stajni.
-Od wczoraj nie tylko ty.- uśmiechnął sie i poprawił włosy.
-Nadal mi nie wytłumaczyłeś po co mnie obudziłeś.
-Miałem Ci pokazać coś specjalnego po zdjęciu gipsu, ale dziś to jedyna szansa, więc oboje pojedziemy na Baryłce i zobaczysz o co chodzi.- oznajmił.
-No dobra. To daj mi pięć minut i zaraz zejdę.- powiedziałam zamykając okno.
    Po cichu wyszłam z domu i ruszyłam w stronę stajni. Kamil czekał już z haflingerką przed budynkiem. Podszedł z nią do schodków i wsiadł, po czym podał i rękę i ja też znalazłam się na grzbiecie kobyły. Kamil założył mi na oczy opaskę.
-Nie bój się tylko złap moje ramiona.-oznajmił ruszając stępem.
    Jechalismy po lesie. Wiedziałam, bo co pewien czas gałązki brzóz smyrały mnie po twarzy. Kamil ostrzegł mnie i ruszył galopem. Droga musiała być dziurawa, bo Honey często się potykała. Nagle stanęliśmy. Chłopak zsiadł z konia, a potem chwycił mnie w talii i zdjął z kobyłki. Zdjął mi z oczu opaskę i powiedział biorąc za rękę
-Patrz.
    Staliśmy na ogromnej skarpie. Pod nami płynęła szeroka rzeka...niezakażony fragment "czekolady". Po drugiej stronie urwiska wschodziło słońce, a w jego delikatnych promieniach ogrzewały się ptaki.
-Tu jest pięknie.- powiedziałam przepełniona szczęściem.
-Wiem, dlatego Cię tu zabrałem.
-------------------------------------------------------------------
Jest kolejny taki króciutki i nudny, ale skoro obiecałam, że dziś coś się pojawi to się pojawiło :D czekam na opinię <3 ~Ruda

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział XIII

"Zaskoczenie"

      Przygotowania do szkoły szły pełną parą...przecież rozpoczęcie roku już za tydzień. Na szczęście po wizycie kontrolnej lekarka stwierdziła, że kość jest zrośnięta, więc zdjęła gips, ale kazała nosić stabilizator do póki opuchlizna nie zejdzie do końca. Nie mogłam jeszcze jeździć,a konie nie mogły non stop chodzić na lonży, więc od czasu do czasu prosiłam Kamila, żeby wsiadał na Rudego lub Adriatyka. Karmelka lekko się obawiał, więc tylko gdy na prawdę bardzo ładnie prosiłam zgadzał się.
***
-Wyluzuj się. On jest na prawdę bardzo grzeczny. Przestaw łydki i zagalopuj.- uspokajałam chłopaka. 
    Posłusznie wykonał moje polecenia i ruszył galopem. Jechał stanowczym krokiem i równym tempem. Następnie przeszedł do kłusa i do stój. Pogłaskał Adriatyka i dał mu luźną wodzę.
-No to co będę za to miał?- spytał na chwilę odrywając wzrok od popręgu, który luzował.
-Podzielę się z Tobą pewną informacją, o której nikt nie wie.- tajemniczo odpowiedziałam.- Jak ogarniemy konie spotkamy się u mnie w pokoju, a teraz występuj go. Idę zjeść obiad.- dokończyłam wychodząc z ringu.
    Weszłam do domu i poczułam piękną woń, która wywodziła się z kuchni. Wparowałam do pomieszczenia i zobaczyłam Kingę.
-A ty znowu gotujesz?- spytałam z powagą.
-Wszystko dla ukochanej rodzinki.- odpowiedziała odcedzając makaron.
-Wszystko już wiem i nie myśl, że długo będziesz mieszkać z nami w takiej zgodzie.- wrogo oznajmiłam.
-Nie wiesz. Kłamiesz.- trzęsącymi dłońmi wręczyła mi obiad.
-Wiem.- powiedziałam oschle wychodząc z kuchni ze spaghetti.
     Posiłek zjadłam w pokoju z Talentem na kolanach, który co pewien czas zaglądał do mojego obiadu. Po zjedzeniu talerz postawiłam na biurku przy stosie brudnych kubków. Zza okna usłyszałam znajomy dźwięk. Odsłoniłam żaluzję i zobaczyłam pana Karola, który biegał za swoją kozą krzycząc "Karkana! Karkana do stada". Zawsze gdy byłam z Anetą i słyszałyśmy te okrzyki umierałyśmy ze śmiechu. Tym razem w pokoju byłam sama, ale na zawnątrz stał Kamil, który śmiał się "ze mną". 
     Siedziałam na łóżku przeglądając jakieś stare czasopismo kiedy do pokoju wszedł niebieskooki szatyn.
-Adriatyk na padoku, siodło w szafce, wędzidło umyte, a owijki zwinięte.- zameldował żartobliwie.
-Dziękuję Ci bardzo, a teraz czas na niespodziankę.- powiedziałm wręczając mu zeszyt do ręki.- Otwórz na stronie 54 i czytaj na głos.
-Co to za notatnik?- spytał przerzucając kartki.
-Taki jakby pamiętnik. No czytaj już!
Zaczął.
"23 sierpnia. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Zaspana zeszłam na dół zakładając po drodze szlafrok. Zdjęłam z gzymsu kluczyk i otworzyłam drzwi. Listonosz o niskim głosie spytała czy ma przyjemność z panią Marszałek. Bez wahania przytaknęłam, a ten wręczył mi do ręki list i poprosił o podpisanie. Wróciłam do ciepłego łóżka z kopertą w ręku. Otworzyłam ją długopisem i wyjęłam ze środka karteczkę i zdjęcia. Na kartce napisane było "Witam. Zgodnie z umową wysyłam pani zdjęcia USG. Płód rozwija się bezproblemowo. Pozdrawiam". Na dołączonych zdjęciach było ukazane dziecko. Zatkało mnie! Kinga była w ciąży!!! :o"
-Kinga? Serio?- niedowierzał.
-Ona...nie wiem co mam teraz zrobić. Powiedziałam jej, że wiem czemu jest taka miła, ale nie konkretnie. Myślisz, że mam powiedzieć tacie?- spytałam.
-Myślę, że nie powinien dowiedzieć się od Ciebie. A tak ogółem jestem bardzo ciekawy kto jest ojcem.
-Wiesz...dwa tygodnie była w Hiszpanii.
    Po godzinnej rozmowie Kamil wpadł na pewien plan.
-Podsumowując. Zakleimy tą kopertę od nowa i włożymy do skrzynki tak żeby tata dowiedział się, ale nie ode mnie.?
-Dokładnie.- dumnie odpowiedział Kamil.
-Tak dla pewności spytam. Wiesz, że to nie wypali?
-Nie gadaj tylko daj klej. Uda się.- pocieszał mnie.
     Wyszliśmy z domu jakby nigdy nic. Podeszłam dyskretnie do skrzynki na listy, kiedy nikogo nie było w okolicy i wrzuciłam do środka list. Kamil przyprowadził mi Rudego. Miałam udawać, że go lonżowałam, zobaczyłam listonosza i wtedy zawołać tatę.
    Kiedy Smok galopował ojciec przechodził akurat obok maneżu, na którym się znajdowaliśmy.
-Tato! Listonosz był i wrzucił coś do skrzynki.- powiedziałam bardzo szybko- tak jak to mówię, za każdym razem gdy kłamię.
-Dzięki, zaraz zobaczę tylko skoczę po kluczyk, a ty kończ trening, bo masz oszczędzać nogę.
    Posłusznie zwolniłam Rudego i wróciłam z nim do stajni. Kiedy zdejmowałam ogłowie usłyszłam krzyk. "KINGA!!!" tak głośno tata krzyczał ostatnio gdy....nigdy tak głośno nie krzyczał.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak nie romantyk to mało koni...no ale nic :D liczę tu na 5 komentarzy i jutro kolejny rozdział :3 ~Ruda

piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział XII (cz.2)

"Zmiany"

    Wyjaśniłam Kamilowi, że chcę trochę czasu spędzić z Anetą sam na sam.
Chłopak oczywiście czuł się trochę urażony, ale w końcu zostawił nas same. Poszłyśmy do mojego pokoju obgadać wszystko. Opowiedziałam przyjaciółce o wypadku, bo Kamil w szpitalu tego nie zrobił, a także powiedziałam o tym dlaczego jesteśmy razem.
-Przepraszam, że się tobą nie interesowałam.- niepewnie wymruczała.
-Nic się nie stało. Też pewnie bym była taka zakręcona, jak bym się dowiedziała o przyjeździe nowego konia.- uspokoiłam Mango.
     Zeszłyśmy z razem do kuchni i zrobiłyśmy popcorn, który jadłyśmy podczas oglądania "Ostatniej przeszkody". Aneta jak zawsze płakała. Co prawda mi też kręciła sie łza w oku, ale nie mogłam się rozkleić, bo kiedyś założyłam się z Mango, że nie będę ryczeć na żadnym filmie.
~~Trzy godziny później~~
    Było już ciemno, kiedy wychodziłam z Areo. Sarenka była w dobrej formie i bardzo się do nas przywiązała. Tata był bardzo przeciwny zostawieniu jej na ranczu, więc cieszyłam się każdą chwilą spędzoną z nią. Zamknęłam drzwi stajni i usłyszałam pisk opon hamujących przed bramą. Z wozu wysiadła dziewczyna przypominająca Kingę. Jej cera była ciemna, ale włosy białe.
-Kinga? To ty?- upewniałam się, bo była do siebie mało podobna.
-Ja, ja.- odpowiedziała radośnie.- Cześć Marika. Przywiozłam Ci z Hiszpanii pamiątkę.
-Dzięki, to miłe.- lekko mnie zatkało. Moja siostra była dla mnie miła.
-Tamtejsi ludzie mnie odmienili. Są radośni i mili. Przeszłam wielką metamorfozę. W wyglądzie jak i w podejściu do życia.- oznajmiła wyciągając z bagażnika walizki.
-Chodź do środka to pogadamy
***
    Leżałam sobie pod cieplutkim kocem, z laptopem na kolanach, pijąc kako.
"Niby takie wieczory nazywają idealnymi?" zastanawiałam się. Była bardzo znudzona. Dopiłam picie, wyłączyłam komputer i położyłam się spać.Zastanawiało mnie czego Kinga naćpała się będąc za granicą i jak długo to działa. Była miła, hojna, radosna i miała normalny kolor włosów, a do tego przejęła się moim wypadkiem i cieszyła ze związku z Kamilem.
    Próbowałam usnąć kiedy dostałam sms'a. Sięgnęłam po komórkę, która leżała na parapecie. Odblokowałam telefon, a jasny ekran chwilowo mnie oślepił. W skrzynce miałam pięć nowych wiadomości. Pierwszy był od Anety. Pisała, że jutro jej nie będzie i czy wyczyszczę Bąbla. Drugi od Kamila, który napisał mi "Dobranoc :*". Na wiadomość chłopaka od razu odpisałam to samo. Pozostałe trzy były wysłane z numeru zastrzeżonego. W każdym z nich było napisane "Jeżeli zastanawiasz się czemu od dawna nie ma mnie w stajni to wiedz, że to przez Ciebie." "Ewka" pomyślałam i zaczęłam się śmiać tak głośno, że aż siostra weszła do pokoju. Opowiedziałam jej cała historię i pokazałam sms'y. Usnęłam  z myślą, że lepiej być już nie może.
     Pierwszy raz od początku wakacji obudziłam się bez budzika na czas. Może była to przyczyna tego, że leki przeciwbólowe przestały działać. Usiadłam leniwie na łóżku. Wyjęłam z szuflady strzykawkę i zrobiłam zastrzyk. Z trudem ubrałam się i zeszłam na dół. Na stole stało śniadanie. Gorące gofry i ciepła herbatka uwodziły swoim zapachem. Kinga stała przy kuchence robiąc karmel.
-Dzień dobry poskromicielko Ewy.- zażartowała.
-Hej, hej. Jakie pyszności przygotowałaś.
-To specjalnie dla Ciebie i Kamila.- puściła mi oczko.
-Kamila?! Jak to Kamila?!
-Rano był w terenie, więc gdy wrócił akurat na wyprowadzanie koni zaprosiłam go.
-Czy mam rozumieć, że wypuszczałaś konie z tatą?-  nie dowierzałam.
-Dokładniusieńko.- zachichotała.
"Na prawdę jestem bardzo ciekawa co ona wąchała"
    Pokuśtykałam na kulach do pokoju, żeby przebrać się przed przyjściem chłopaka. Założyłam jeansowe spodenki z przetarciami i czerwony top. Gdy wróciłam do kuchni Kamil już siedział przy stole. Przywitaliśmy, a Kinga zostawiła nas samych. 
***
    Znajdowałam się w boksie Bąbla i go, kiedy do środka zajrzała kobieta, za którą stał wysoki mężczyzna. Szukali mojego taty.
-Byliśmy zapisani na jazdę na czternastą, ale nie możemy znaleźć pana Jarka.- oznajmiła blondynka.
-Tata pojechał kupić nowego konia do rekreacji i pewnie zapomniał odwołać państwu jazdę, ale jeżeli nie macie nic przeciwko ja mogę poprowadzić trening.-uśmiechnęłam się życzliwie.
    Spojrzeli na siebie porozumiewawczo po czym przystali na moją propozycję.
-Proszę mi tylko powiedzieć jak się nazywacie i zaraz zobaczę na jakim państwo są poziomie.- oznajmiłam otwierając zeszyt z zapiskami ojca.
-Weronika i Bartek Rojewscy.- odpowiedział mężczyzna.
     W notatniku ojca była rozpiska z której wyczytałam, że pan Bartek jest na wysokim poziomie i na jazdę dostaję Kenię, za to jego małżonka dopiero zaczyna, ale już samodzielnie galopuję na Aro. Dowiedziałam się czy moi podopieczni sami siodłają konie.
-Tak, tak.- jednocześnie przyatknęli.
    Otworzyłam drzwi hali i małżeństwo na swoich koniach wjechało do środka. Gdy się rozgrzewali rozmawiałam z Kamilem o jego porannym terenie.
-Czemu byłeś w terenie o czwartej rano?- wypytywałam.
-Jak zdejmą Ci gips to pojedziemy tam razem i sama zobaczysz.- zapewnił mnie.
-Trzymam Cię za słowo.- przytuliłam chłopaka i wydałam polecenie o dopięciu popręgów.
    Pani Weronika i pan Bartek zakłusowali. Kenia pięknie się zebrała, za to Arystokracja szła ślimaczym tempem. Po rozgrzewce małżeństwo przeszło do kłusa ćwiczebnego i ćwyczyli wygięcia do wewnątrz. Następnie zagalopowali, a pan Bartek ćwiczył również ustępowania od łydki w galopie. Ostatnim ćwiczeniem było przejście drążków w kłusie anglezowanym.
    Po treningu rozsiodłali konie i odniesli sprzęt po czym zapłacili i podziękowali za trening. 
-Następnym razem może zabierzemy naszą córcię. Sądzę, że się polubicie.- powiedzieli wchodząc do samochodu.
-Mam taką nadzieję. Do zobaczenia.- pożegnałam się.
     Kamil siedział w boksie Arametto karmiąc ją jabłkowymi ciasteczkami Adriatyka.
-Ty złodzieju! To moje ciastka.- zażartowałam.
-Wybacz. Jutro Ci je odkupię.- zaczął się śmiać.
    Siedzieliśmy w boksie sarny rozmawiając do wieczora. Przy nim zapominałam o mojej bolącej nodze czy głodzie, który odczuwałam od skończenia treningu. 
-Wiesz, że od kąd jesteśmy razem nigdy nie byłem tak szcześliwy?- spytał patrząc mi w oczy.
-Teraz wiem.- odpowiedziałam.
     Zbliżył się do mnie i dotknął swoimi ustami moich. Objęłam szyję chłopaka i położyliśmy się na sianie.
-To był mój pierwszy pocałunek w życiu.- wyznałam.- Co prawdę nie spodziewałam sie, że odbędzie się w boksie na sianie, ale cieszę, się, że właśnie z tobą.- bardzo cicho powiedziałam.
-Mój też.- oznajmił.
     Zatkało mnie. Kamil miał już wiele dziewczyn.
-Przecież, nie jestem twoją pierwszą dziewczyną.- zarumieniłam się.
-Czekałem na tą właściwą.- odpowiedział.
     Wydało mi się to dziwne, bo to tylko pocałunek, a nie pierwszy "stosunek", ale Kamil od zawsze był specyficzny.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest druga część :D taki romatyk wyszedł, ale mam nadzieję, że to ostatni taki rozdział :P Następny za 5 komentarzy (od różnych osób) :)
Dedykuję go Weronice :* ~Ruda

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział XII (cz.1)

"Zmiany"

~~Tydzień później~~
    Siedziałam w swoim pokoju przeglądając strony internetowe z podręcznikami na swoim tablecie, który dostałam od taty po powrocie ze szpitala. Moja noga nadal była w gipsie, ale dawałam jako tako radę lonżować swoje rumaki. Drops przeszedł na emeryturę i w świętym spokoju spędzał swoje dni na łące. Arystokracja też coraz rzadziej chodzi po siodłem i dlatego tata zastanawia się na kupnem nowego konia do rekreacji.
    Weszłam do stajni rozdając każdemu czterokopytnemu po marchewce optoczonej w płatkach owsianych. Boks Baryłki był lekko uchylony. Otworzyłam drzwi na oścież kulą, zaglądając do środka. Nikogo nie było w środku oprócz samej kobyłki. Kiedy głaskałam ją po chrapach ktoś puknął mnie w ramie. Gwałtownym ruchem odwróciłam się i ujrzałam szczerzącego się do mnie Kamila, który chciał na przywitanie pocałować mnie w policzek. Odepchnęłam go dając znak, że nie jestem w nastroju.
-Nie zostawiaj otwartych drzwi. Wiesz, że ona potrafi uciec.- powiedziałam lekko obrażona.
-Przepraszam...już się nie gniewaj. Wiem, że nie potrawisz.- trafił w mój słaby punkt.
-Wiem, że nie umiem, ale nie chcę być taką "słodką" parką jak z okładki, więc czasem muszę się fochnąć- zażartowałam.
-Ja też nie. -Powiedział i w końcu musnął mój policzek wargami
    Kamil został w boksie Honey, za to ja ruszyłam w stronę Adriatyka. Chciałam założyć mu pas do lonżowania, ale jedną ręką stało to sie niewykonalne. Miałam zamiar  poprosić Anetę o pomoc, ale była czymś tak zajęta od mojego powrotu ze szpitala,że po mimo tego, iż była w stajni i tak jej nie widziałam. Krzyknęłam do Kamila, który akurat siodłał Honey.
-Jasne, tylko chodź tu i potrzymaj mi konia, żeby się nie schylała.- powiedział dopinając popręg.
    Wyszliśmy całą czwórką za stajni. Kamil stępował na Honey kiedy ja zakładałam Karmelkowi czambon. Konik spuścił głowę w dół. Zacmokałam i ruszył stępem. Po krótkiej rozgrzewce zakłusował. Szedł zebrany prawie tak ładnie, jak Bryłka pod moim chłopakiem. Zmieniłam kierunek, bo od skakania w kółko na jednej nodze zakręciło mi się w głowie. Po paru okrażeniach kłusa, machnęłam bacikiem, a konik zagalopował. Dokładnie w tym samym momencie, co haflingerka.
-Jakie zgranie.- zaśmiał sie Kamil
    Uśmiechnęłam się i od nowa skupiłam na Adriatyku. Na koniec treningu poćwiczyliśmy przejścia do STÓJ. Wychodząc z hali zaczął lać deszcz. Nie mogłam biec, więc Kamil wyrwał mi z rąk konia i pobiegł z nim i Baryłką do stajni, krzycząc, że zaraz po mnie wróci. 
    Siedziałam na przeszkodzie przez piętnaście minut zdając sobie sprawę z tego, że mam życie idealne, ale wiedziałam, że nie długo to będzie trwać. Nagle wbiegł Kami i od razu zaczął się tłumaczyć, że rozbierał konie oraz  mył wędzidła. Wziął mnie na ręce i zaniósł do domu.
-A teraz tu siedź, a ja sprowadzę konie.- powiedział kładąc mnie na łóżku i całując w czoło.
-Dam sobie rade. Na prawdę, nie rób ze mnie kaleki.
-Leżysz tu jasne?- zażartował i wyszedł z pokoju.
     Przeglądałam Facebook'a, kiedy do pokoju wbiegła podekscytowana Aneta.
-Marika, Marika, Marika, Marika!- powtarzała moje imię wielokrtonie.
-Tak? Co się stało? Czyżby wyszedł nowy sezon "Czasu Honoru"- zadrwiłam z niej.
-To nie śmieszne! Ale słuchaj...mamy w stajni nowego konia?
-Na prawdę? Jakiego?- podniosłam się z łóżka.
-Mojego.- odpowiedziała dumnie.- Nie jeżdżę już, ale nadal kocham konie, więc rodzice kupili mi kucyka. Przez długi czas  przygotowywałam dla niego boks. Chodź to Ci go pokaże.- mowiła przebierając nogami w miejscu.
    Wyszłyśmy z domu. Mango non stop mówiła o tym jaki to on jest wspaniały. Kiedy byłyśmy na miejscu przyjaciółka uchyliła drzwi boksu na których była tabliczka z napisem "Bąbel". W środku stał śliczny, rudy, szetland, który na oko miał metr w kłębie.
-Jest piękny.- powiedziałam zauroczona.
-Wiem.- uśmiechała się sama do siebie Aneta.
     Rozmiawiałyśmy z Mango pod boksem Bąbla, kiedy podszedł do nas Kamil obejmując mnie w pasie.
-Co to jest?- spytała zdziwiona Aneta.
-Widziałaś się z Marą ostatni raz gdy była w śpiączce i nawet nie wiesz co sie stało.- powiedział delikatnie oburzony Kamil.
-Nie przesadzaj.- tłumaczyłam ją.- Była zajęta przygotowaniami boksu dla Rudego.- wskazałam na kuca.
-Czyli jesteście razem?- upewniała sie.
-Jesteśmy.- potwierdził Kamil.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest kolejny :D Mam nadzieję, że się podoba <3 Następny rozdział wstawię jak będzie tu 5 komentarzy nie od jednej osoby :P

A rozdział dedykuję Konstancji. Kocham <3 ~Ruda

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział XI

"Przyjaźń?"

    Spacerowałam z Areo i Kamilem po lesie. Przyjaciel przyłączył się do nas po kłótni z Ewą. Robiła mu awanturę o rozmowę ze mną.
-Chwila!- krzyknęłam zwalniając Arametto, która chciała mi się wyrwać.- To wy byliście razem, że tak się o to wścieka?
-Znaczy się...no chyba tak.-jąkał się- Ona prosiła, żebym nikomu nie mówił.
    Zacisnęłam dłoń w pięść chcąc uderzyć prosto w niebieskie oko Kamila.
-Przyjaźnimy się od dwóch lat, a ty nam nie powiedziałeś?
-Przepraszam.- powiedział obejmując mnie.
-Trochę na to za późno. Nie masz pojęcia jak się czułam kiedy z nią flirtowałeś. To bolało mnie tak samo jak śmierć mamy.- powiedziałam patrząc wyższemu ode mnie o pół głowy chłopakowi w oczy.
-Czemu? Przecież my się tylko przyjaźnimy.
-Tak...tylko przyjaźnimy.- wymruczałam pod nosem.
    Reszte drogi szliśmy w milczeniu. Miałam nadzieję, że zrozumiał moją aluzję, ale błyskotliwym nastolatkiem on nie był.
    Wprowadziłam Dropsa na karuzelę i ustawiłam na stęp. Po paru okrążeniach zmieniłam kierunek i przestawiłam na kłus. Potem w drugą stronę i galop w obu kierunkach. Następnie to samo zrobiłam ze Smokiem i Adriatykiem.
    Weszłam do domu i powiedziałam tacie, że nie chcę dziś wsiadać, ale on miał inne plany.
-...i dlatego musisz wsiąść na Kenię.
-Żartujesz sobie? Boli Cię kolano i dlatego muszę wsiadać? Nie możesz jej puścić na karuzelę czy wylonżować?
-Nie może chodzić trzy dni pod rząd na lonży, a na karuzeli się płoszy.- powiedział prasując koszulę
    Wyszłam wściekła z domu. Nie wiedziałam no co, ale tak było. Gwałtownymi ruchami wyczyściłam konia taty i od niechcenia osidłałam. Ruszyłam w drogę. Jeszcze nigdy nie byłam na Kenii w terenie, ale ufałam jej.
    Kłusowałyśmy standardowo wzdłuż "czekolady" kiedy usłyszałam krzyki "Marika! Marika zaczekaj!". Odwróciłam się i zobaczyłam galopującego za mną Kamila i Honey. Przeszłam do stępa, ale szłam dalej. Kamil nagle znalazł się obok mnie i smyrnął moją nogę batem.
-Chyba zrozumiałem twoją aluzję.- zaczął mówić, kiedy jego policzki zarumieniły się.
-No słucham?- spytałam dalej obrażona.
-Czy ty jesteś zazdrosna?
-Co? Ja? Nigdy? Czemu tak sądzisz?- zaczęłam krzyczeć i nieudolnie się bronić
-Marika?- uniósł brwi do góry.- Nie udawaj, ja...
-Nie wiem co ty, ale wiem, że ja nie chcę tego słyszeć.
    Zebrałam wodze i ruszyłam galopem. Kamil jechał za mną, ale ja nie dawałam się dogonić. Wyjechałam na wiejską drogę. Galopowaliśmy dłuższy czas. Zaczęłam się zastanawiać czy nie popełniłam błędu uciekając i moje oczy wypełniły się łzami. Przez to straciłam widoczność i w ostatniej chwili zobaczyłam ciężarówkę, która wyjechała zza zakrętu, ale było już za późno na ucieczkę.
    ***
    Uchyliłam oczy. Wszystko było rozmazane i się kręciło. Każdy dźwięk sprawiał mi ból. Byłam zdezorientowana, a moja dłoń była w czyimś objęciu. Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam Kamila, który spał na krześle non stop trzymając moją rękę. Obok niego stała półka, na której leżały zdjęcia moich koni, rodziny i przyjaciół. Spojrzałam w prawo. Za oknem było już ciemno. Zaczęłam przypominać sobie to co się wydarzyło. Ucieczkę, galop, ciężarówkę... 
    Moja lewa noga była w gipsie. Chciałam dotknąć swojego czoła, bo czułam, że skutkiem wypadku nie była tylko złamana noga. Głowa byłam obwiązana bandażem, który po dotknięciu zostawił na moich palcach krwawe ślady.
    Do pokoju weszła pani doktor.
-Widzę, że się obudziłaś. Bardzo dobrze.- uśmiechnęła się kobieta.
-Też się cieszę. Jak długo już tu jestem?
-Dwa dni. Miałaś wypadek, ale ten młodzieniec powiedział, że wszytsko opowie dopiero jak się obudzisz.
-Na prawdę?- na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Siedzi z tobą od kąd karetka Cię przywiozła. Całą noc nie spał, więc go nie budźmy.- powiedziała zapisując coś w mojej karcie pacjenta.
    Zacisnęłam palce mocniej na jego dłoni.
-Zadzwonię po twojego tatę.- oznajmiła i wyszła z pokoju.
***
   Po godzinie tata przyjechał do szpitala. Powiedział mi o mojej zgniecionej kości piszczelowej i pękniętej kości czołowej.
-Długo mam tu jeszcze zostać? I co z Kenią, Smokiem, Adriatykiem?- spytałam
-Z twoimi rumakami wszystko w porządku, a Kenia jest jeszcze w szoku, ale oprócz pękniętego kopyta nic jej nie jest.
-Przepraszam.- powiedziałam, a po moim policzku spłynęła łza.- Czemu tu stoją te wszystkie zdjęcia?- spytałam chcąc zmienić temat.
-Było prawdopodobieństwo, że będziesz mieć amnezję i Kamil kazał je tu przywieść. Na prawdę pożądny z niego chłopak. Masz szczeście, że akurat tam tędy przejeżdżał.
    Tata po godzinnej rozmowie musiał wrócić, żeby nakarmić konie. Gdy wychodził drzwi trzasnęły i obudziły Kamila.
-Obudziłaś się w końcu.- ziewnął.
-Ty też.
-Bardzo się martwiłem. Nie wiem co tak się wystraszyło w lesie, ale przepraszam. To moja wina.- powiedział patrząc na swoje kolana.
-Nie twoja, tylko moja. To mi odbiło. A tak ogółem co mi sie stało?
-Uciekałaś przede mną i chyba nie zauważyłaś ciężarówki, wtedy- głośno przęknął ślinę- uderzyła w Ciebie i Kenię. Ona wróciła do domu, kierowca wystraszył się i odjechał, a ja wezwałem pomoc. Przez dwa dni byłaś w śpiączce, a ja ciągle byłem przy tobie.- wziął w objęcie moją drugą dłoń.
-Dziękuję Ci. Jesteś niezastąpiony i teraz to ty trzymasz mnie przy życiu. A w lesie...co chciałeś mi powiedzieć?- spytałam nie pewnie.
-Chciałem Ci powiedzieć, że jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką i ty też tak chyba sądzisz.- uśmiechnął się delikatnie pokazując swoje białe zęby.
    Z trudnością podniosłam sie z łóżka i przytuliłam Kamila szepcząc do niego "Nie chyba tylko napewno".
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
No to jest :D Nic nie będę mówić tylko przepraszam za małą ilość koni :p i proszę o szczerze opinię ;) ~Ruda

środa, 18 grudnia 2013

Rozdział X

"Ostatni dotyk"

    Pobiegłam do taty, żeby poinformować go o przyjeździe kupca Arii, po czym otworzyłam bramę, aby granatowy koniowóz mógł wjechać na plac. Aneta siedziała w boksie Siwej ciągle powtarzając "Nie mam wyjścia. To już ostatni dotyk. Ostatnia rozmowa. Przepraszam." ze łzami w oczach. Moim zdaniem popełnia błąd, ale ona nie dawała się przekonać.
    Z czarnego, terenowego samochodu wysiadł młody, umięśniony mężczyzna ubrany w czerwoną koszulę w kratę, czarne bryczesy i oficerki.
-Dzień dobry. Kosiarczyk się kłania.- podał mi ręke- Gdzie moja nowa piękność się znajduję?- zapytał przystojny szatyn.
-Zaprowadzę pana do jej boksu. Moja przyjaciółka się z nią żegna.- powiedziałam wchodząc do stajni z towarzyszem.
    Weszliśmy do budynku, a ja po drodze wrzuciałm marchewkę do żłoba Rudego i Adriatyka. Pan Andrzej wszedł do boksu arabki i przedstawił się Mango, oraz pogłaskał Arię. Przyjaciółka uspokoiła się kiedy zobaczyła, że kupiec jest porządnym człowiekiem. Obgadali parę spraw i mężczyzna zaprowadził Siwą do koniowozu. Zaproponowałam mu jazdę, bo przecież jeszcze nigdy nie siedział na niej, ale odmówił. Wręczył Anecie pieniądze i odjechał.
***
-Mango ja lecę. Muszę dziś obrobić dwa konie.- powiedziałam podnosząc się z fotela- Jak chcesz to chodź ze mną. Możesz wsiąść na Smoka. On jest spokojny.
-Dziękuję, ale zostanę tu jeszcze trochę.- odpowiedziała leżąc na łóżku.
    Po czyszczeniu założyłam Rudemu ogłowie i ruszyliśmy w teren. Stępowałam wzdłuż rzeki, którą nazywamy "czekoladową" ze względu na jej kolor i zanieczyszczenie. Żadna osoba nigdy do niej nie weszła. Następnie kłus pomiędzy bukami i brzozami leśną ścieżką. Wyjechaliśmy z lasu i znaleźliśmy się na polanie, po której galopowałam. W drodze powrotnej zajechałam do sklepu pana Karola po szelki dla psów, na których miałam zamiar wyprowadzać Areo na spacery.
    Wróciłam na ranczo. Spłukanego zimną wodą Smoka wypuściłam na padok i patrzyłam jak mój kasztanowy koń zmienia się w karego poprzez tarzanie się błocie. Gdy Rudy się znudził poszłam do domu na obiad. Kingi nie było, bo wyjechała na wymianę do Hiszpanii, więc nici z domowego obiadku. Wrzuciłam gotową pizzę do piekarnika i poszłam zobaczyć się z Anetą. Ku mojemu zdziwieniu zamiast jej na łóżku leżała karteczka z napisem "Musiałam już iść. Spotkamy się w poniedziałek ;)" Zgniotłam karteczkę i wyrzuciłam do przepełnionego kosza. Zeszłam na dół, żeby obejrzeć "Awkward" na MTV jedząc pizzę.
    Po obiedzie osiodłałam Adriatyka i poszłam z nim na maneż. Malec kłusował nieco szybciej niż ostatnio, dlatego chciałam z nim zagalopować w nagrodę za zwolnienie, które było ciężko osiągnąć, ale w pewnym momencie Karmelek zwolnił i opuścił głowę w dół bez mojej pomocy. Przesunęłam wewnętrzną łydkę do przodu, a jego głowę skierowałam delikatnie do środka i zagalopowałam. Czterolatek wyjechał do przodu i zaczął co jakiś czas strzelać baranki. Źrebak było bardzo wygodny, więc bez problemu to wysiedziałam. Po kilku okrążeniach uspokoił się i zwolnił. Przeszłam do stępa, zmieniłam kierunek i zagalopowałam w lewo. Galop w drugą stronę wyglądał podobnie, ale i tak mi się podobało.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak wiem krótko, nudno, nie zabawnie, ale wyczekujcie jutrzejszego rozdziału :) Będzie się działo. Proszę o szczerę opinię i liczę na nowe obserwacje ;) ~Ruda

wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział IX

"Pobudka"

    Obudziłam się w swoim ciepłym łóżku ubrana w przesiąknięte końskim zapachem bryczesy. W moich nogach spał Talent- kot, który do domu przychodzi tylko w południowe upały. "Jak się tu znalazłam? I która godzina,że kot już w domu?"  Zadawałam sobie pytnia doskonale wiedząc, że i tak nie otrzymam na nie odpowiedzi do póki nie wyjdę z pokoju. Mimo woli odkryłam się, a Talenta przesunęłam na bok. Nie dawało mi spokoju to, czemu tata mnie nie obudził. Spojrzałam z przymróżonymi oczami w lustro i zobaczyłam, że moja twarz jest czerwona i spuchnięta.
-Cholera! Co to jest!?- krzyknęłam na cały głos,a mój kot, aż rzucił się do wyjścia.
    Zbiegłam do kuchni i niechlujnie posmarowałam chleb nutellą, który jadłam w drodze do stajni.  Byłam bardzo zdeterminowana, żeby dowiedzieć się co się wydarzyło na mojej bladej zazwyczaj cerze.
    Wbiegłam na padok Kenii już bez kanapki z nadzieją, że ojciec poszedł po nią, żeby ją osiodłać, ale tam go też nie było. Biegłam na halę, kiedy usłyszałam, że galopuje za mną Drops, który znowu uciekł z padoku. Było łatwo go rozpoznać, ponieważ był najmniejszym kucem w stajni więc jego full'e były najkrótsze. Odwróciłam się nie przestając biec, kiedy wpadłam na tatę i stojącego obok Kamila.
-O raju! Mara nic Ci nie jest? Uprzedzę twoję pytanie. Nie, nie pytam o twarz.- dziewczęco zachichotał, co nie wydało mi się dziwne, ponieważ to był jego "znak rozpoznawczy", jak on to mawia.
-Nie...- przypomniałam sobie jak wyglądam. Byłam pomidorem w dziurwach spodniach.- Możesz na mnie nie patrzeć i zostawić nas samych?- spytałam chowając twarz w dłonie.
    Pociągnęłam tatę za zielony rękaw od podkoszulki i kazałam mu spojrzeć na moją przerażającą twarz, a on opowiedział mi o tym jak w nocy Areo wyszła z boksu, a  konie dostawały bzika. Jak wszedł do do stajni i opanował sytuacje zobaczył mnie w takim stanie, śpiącą na sianie i postanowił zabrać do domu.
-I co mi jest? Kiedy to minie?- pytałam przerażona.
-Nie mam pojęcia, ale to nie wygląda dobrze. Pani Rabczyńska ma dziś przyjechać i przyjrzeć się temu bliżej.- powiedział po czym ruszył w stronę Dropsa, który łakomo jadł trawę.
    Pobiegałam za tatą, który mruczał do szetlanda, o tym jaki to on jest upierdliwy.
-Rabczyńska? Ta chciwa, siwa, brodata...-zrobiłam kwaśną minę- lekarka!?- krzyknęłąm tak głośno, że Kamil, który stał po drugiej stronie rancza z Honey na myjce spojrzał w naszą stronę, a ja się zarumieniłam jeszcze bardziej, co wyglądało za pewnie bardzo nienaturalnie 
-Tak ona. Nie marudź chodzi o twoje zdrowie.- chciał pocałować mnie w czoło, ale się odsunęłam, bo twarz piekła mnie coraz bardziej.
-Idę się ogarnąć. Dziś spróbuję zakłusować na Adriatyku.
***
    Siedziałam zapłakana w pokoju z Anetą, wyżalając jej się z diagnozy pani doktor.
-Ja nie mogę mieć alegrii na końską sierść. Żyję nimi i z nimi.- szlochałam
-Wiem Marika. Mówiłaś już to ponad sto razy.- objęła mnie pulchną ręką.
-Jedyny sposób na dalsze życie w śród nich to zastrzyki w brzuch, a wiesz, że panicznie boję się igieł.
-Teraz sama musisz zdecydować co dla Ciebie jest najważniejsze.- nieudolnie mnie pocieszała
-Masz rację! Spróbuję się przełamać. Stopniowo, dzień po dniu i zacznę od zaraz.- powiedziałam wyciągając jedną z wielu strzykawek od Ranczyńskiej.
    Podwinęłam bluzkę do góry. Zdjęłam zatyczkę z igły i wbiłam w umięśniony brzuch.
-Chyba nie było, aż tak źle, prawda?- spytała Mango.
-Nie. Wcale.- mówiłam z uśmiechem na twarzy i strachem w oczach.- Było fajnie.- zaczęłam się śmiać jak psychopata a w moich oczach pojawił się obłęd. Moja prawa ręka i lewa powieka, zaczęły drgać.
-Mara? Co Ci jest?- pytała zaniepokojna przyjaciółka.- Marika! Co się dzieje? Odpowiedz!- zaczęła panikować! i wybiegła z pokoju.
    Gdy Aneta z tatą i Kingą (która i tak miała to w nosie) wparowali do pokoju leżałam na łóżku zwijając się ze śmiechu. Śmiałam się tak bardzo, że moja twarz była bordowa, ale nie przez alergie.
-Mango, żałuj, że nie widziałaś swojej miny.- powiedziałam jak w końcu udało mi się złapać oddech.
    Aneta rzuciła się na mnie i zaczęła łaskotać, a Kinga wyszła z pokoju z miną pt: "Co za dzieci".
***
    Przed pierwszą jazdą na Adriatyku wypastowałam stare ujeżdżeniowe siodło i ogłowie, oraz zmieniłam wędzidło na plastikowe podwójnie łamane, żeby było delikateniejsze. Wyprowadziłam Karmelka i zaczęłam go czyścić. Następnie założyłam mu kaloszki i czerwone owijki, a do tego czaprak w tym samym kolorze. Na koniec ubrałam go w siodło, które przypięłam popręgiem, a między zęby włożyłam wędzidło.
    Weszłam ze srokaczem na halę, gdzie Kamil prowadził jazdę Ewce na Honey! Nie przejęłam sie nimi tylko podeszłam do schodków i wyregulowałam strzemiona oraz dopiełam popręg. Stępując opowiedziałam przyjacielowi o mojej chorobie, a Ewa w tym czasie kipiała z zazdrości co mi się bardzo podobało. Nadszedł czas na pierwszy kłus. Byłam przygotowana na wszelkiego rodzaju niespodzianki. Zebrałam wodze, zacisnęłam łydki i ruszyłam nie myśląc o tym kto stoi obok, ani o tym jak się jedzie. Skupiłam się na tym, żeby Adriatyk nie kombinował zbytnio. Po paru minutach kłusa przeszłam do stępa i zaczęłam wszystko analizować. Czterolatek szedł cudownie. Płynnie i bez tracenia równowagi, co często zdarza się młodym koniom. Nogi podnosił do góry- tak jak nauczyła go na lonży, a uszy miał luźno rozstawione na boki, ale z galopem wolałam jeszcze zaczekać.
    Wróciłam do stajni i rozsiodłanego małopolaka wprowadziłam do bosku po Michasiu, bo w jego nadal gościła Arametto.
-Świetnie Ci szło. Oby tak dalej.- powiedziała radośnie Ewa zaglądając do boksu, w którym zdejmowałam Adriatykowi owijki.
-Eeee- zaczęłam się jąkać- Dzięki?- odpowiedziałam nie pewnie i wyszłam z boksu z czerwonymi "szmatkami" w rękach.
    Wychodząc ze stajni zaszłam do Areo. Sarna była w lepszej formie. Jadła i piła oraz nabrała zaufania do ludzi. Prosiłam tatę, żeby została z nami na stałe, ale on nie był do końca pewny.
    Wróciłam do domu i wzięłam prysznic słuchając płyty Linkin Parku, oraz zjadłam kolację w towarzystwie rodziny. Jedynym plusem powrotu Kinigi były zdrowe posiłki, która robiła " z nudów". Późnym wieczorem leżąc w łóżku zadzwoniłam do Anety i opowiedziałam jej o wszytskim co ją ominęło.
----------------------------------------------------------
Wiem, że po długiej przerwie, ale jest 9 rozdział :D pisany był przez dwie lekcje polskiego i mam nadzieję, że zobaczę kilka opinii w komentarzach :D Liczę na nowych obserwatorów i do następnego :* ~Ruda

wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział VIII

"Arametto"

~~*Trzy tygodnie później*~~
    Od kąd Kamil wyszedł ze szpitala i zaczął ponownie zajmować się Honey i Ewką miałam więcej czasu dla Adriatyka i Smoka. Karmelka lonżowałam codziennie w ogłowiu i pod siodłem, a co drugi dzień wsiadałam na stępa bez względu na to, że strasznie wtedy odpalał.
***
-Aneta zrobisz mi z tego krzyżaka stacjonatę?- krzyknęłam do przyjaciółki galopując po hali na Smoku.
-Robi się.- odpowiedziała żartobliwie salutując.
    Już miałam najechać na przeszkodę, kiedy w drzwiach zobaczyłam całujących się Kamila i Ewkę. Smok wyłamał, a ja się otrząsnęłam i przetarłam oczy prawą ręką, w lewej ciągle trzymając wodze "Mam jakąś schizę...dobrze, że to mi się tylko wydawało" pomyślałam i najechałam na osiemdziesięcio centymetrową stacjontę.
-Super! Tylko pięta w dół!- krzyknął tata stojąc w wejściu.
    Skoczyłam jeszcze raz, żeby pokazać mu na co mnie stać. Przeszłam do kłusa, stępa i stój. Poklepałam Rudego po szyji i dałam mu luźną wodzę.
-Mango, a ty czemu od trzech dni nie jeździłaś na Arii?- zapytałam
-Miałam z tobą o tym porozmawiać, ale nie miałam odwagi Ci tego powiedzieć.- zaczęłam- Po prostu jazda konna nie sprwia mi już przyjemności. Męczy mnie to...szczególnie na porywczej klaczy arabskiej. Znalazłam już na nią kupca.- powiedziała, a po jej lewym policzku spłynęła łza.
-Że co proszę? Nie możesz! Chcesz mnie zostawić?! Aneta zastanów się!- zaczęłam bezmyślnie krzyczeć na nią.
-Marika uspokój się. Myślę nad tym od trzech miesięcy, ale teraz jestem pewna.
-Przepraszam, ale byłam...to znaczy nadal jestem w szoku. Obiecaj chociaż, że będziesz mnie odwiedzać.- pociągnęłam nosem.
-Oczywiście, że będę! Postaram sie przyjeżdżać tak często jak teraz.- podeszła i pociągnęła mnie za rękę, żebym sie schyliła i ją przytuliła.
***
    Założyłam Karmelkowi kantar, a do niego przypięłam tak samo czerwony uwiąz. Miałam w planach pójść z nim na spacer po wsi. Nasze tereny w sierpniu są majestatyczne. Na przenikliwie zielonych łąkach pasły się kozy pana Karola. Na nielicznych  znakach drogowych siedziały malutkie wróbelki, a pod nimi siedziały bezdomne koty, które liczyły na obiad. W rowach pełnych wody kąpały się kaczki wraz z dziećmi, które wyławiały kawałki już dawno rozmoczonego chleba, które rzuciły dzieci chcąc nakarmić pisklaki.
-Widzisz Adriatyk? Nie długo będziemy tędy galopować.- oznajmiłam źrebakowi, a on zarżał jakby zrozumiał moje słowa.
    Szliśmy jeszcze dłuższy czas polną ścieżką. Nagle konik zrobił to co nie oznaczało nic dobrego. Stanął w miejscu, uszy skierował do przodu i wpatrywał się w jeden punkt. Zaczełam do niego mówić, głaskać za uchem i podtykać cukierki pod nos, żeby się zrelaskował, ale wszystko na nic. Usłyszałam galopujące stado. "To nie mogą być konie. Za krótkie fule. Krowy nie są tak szybkie." rozmyślałam kiedy przed nami przebiegły setki saren. Moje oczy zrobiły się duże, jak pięcio złotówki, a Adriatyk jak stał, tak stał.
     Po trzech minutach wszystkie zwierzaki były już w lesie, a Karmelek się uspokoił. Mieliśmy ruszyć w drogę powrotną, kiedy zobaczył sarenkę, która oddaliła się od stada i próbowała je dogonić, ale nie mogła, bo jej tylna noga była ranna. Przywiązała Adriatyka do znaku, który mówił "Uwaga bydło" i spokojnie podeszłam do beżowej, młodej sarny. Chciała uciec, ale wiedziała, że nie da rady. Wróciłam po źrebaka i odpiełam uwiąz, ciągle trzymając kantar konia. Ze sznurka na którym wcześniej prowadziłam źrebola zrobiłam "cordeo", które założyłam malutkiej na szyję i ruszyliścy w trójkę po woli na ranczo.
***
    Adriatyka wypuściłam na padkok, a sarnę zaprowadziłam do jego boksu.
-Tato! Szybko dzwoń po weterynarza!- krzyknęłam wbiegając do domu.
-Co się stało?- spytał z przerażeniem w głosie, a ja chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do stajni po drodze opowiadając całą historię.
***
    Późnym wieczorem siedziałam w boksie Karmelka z sarną, którą postanowiliśmy nazwać Arametto (Areo). Adriatyk stał tej nocy w boksie po Michasiu. Areo została prawdopodobnie zaatakowana przez wilka, ale po założeniu szwów, gdy krwotok ustał uspokoiła się, a nawet zdjadła trochę siana i napiła się wody.
-Przyjdę do Ciebie za dwie godziny. Trzymaj się.- powiedziałam i wyszłam z boksu.
     Po drodze zaszłam do "pokoju" źrebaka i dając mu cukierka powiedziałam "Byłeś bardzo dzielny"
    Wróciłam do domu i ustwiłam budzik na drugą w nocy, żeby zajrzeć do nowego czterokopytnego. Kiedy już miałam położyć się spać do mojego pokoju wparowała Kinga.
-Daj mi błyszczyk! Szybko! Zaraz idę do klubu, a mój się skończył.- powiedziała co chwilę przeglądając się w telefonie..
-Dobrze wiesz, że się nie maluję. Wyjdź!- zamknęłam jej drzwi przed wypudrowanym nosem.
-Jeszcze się zemszczę!- obiecałam, a ja śmiałam się po cichu z jej determinacji.
    Delikatnie uchyliłam drzwi i wychyliłam głowę.
-Skoro i tak mi się podobno oberwie to...- wyjęłam zza pleców butelkę wody i obałam siostrę.
    Patrzyłam na jej furię i spływający makijaż bardzo dumna z siebie.
-Miłej zabawy.- powiedziałam i zamnkęłam się w pokoju z wielkim uśmiechem na twarzy.
***
    Zajrzałam bardzo zaspana do Arametto, która słodko drzemała na słomie. W jej miscie ubyło wody, a z koryta zniknęła spora ilość siana. Czułam się jak bohaterka i nie mogłam się doczekać, aż opowiem o wszystkim Kamilowi, a on ujrzy we mnie to czego nigdy nie zobaczył i nie zobaczy w Ewce. "Matko...jaka ja jestem płytka i zarozumiała" myślałam padając z zamkniętymi oczami na kostę słomy.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział tym razem koński :D Mam nadzieję, że się spodoba :) Proszę o szczere opinie i obserwowanie mnie :D
~Ruda :*

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział VII

"Powrót"

    Siedziałam z tatą na izbie przyjęć. Kamil był na prześwietleniu ręki. Nagle z pokoju wyszedł wysoki mężczyzna w białym fartuchu. Poderwałam się do góry, żeby spytać co z moim przyjacielem, ale tata dał mi ręką znak, abym została ma miejscu.
    Rozmawiali przez około piętnaście minut, ja w tym czasie zadzwoniłam po mamę Kamila. Minął kolejny kwadrans. Wpatrywałam się w zrośnięte brwi recepcjonistki, kiedy nagle podszedł to mnie ojciec i powiedział, że mogę zobaczyć się z naszym połamańcem- zażratował. Ruszyłam w stronę jasno zielonych drzwi z numerkiem 253.
    Weszłam do środka i zobaczyłam leżącego Kamila z ręką w gipsie, która spoczywała na wyciągu.
-Cześć. Zadzwoniłam po twoją mamę. Niedługo powinna tu być. Jak się czujesz?- spytałam smętnym głosem.
-Dziękuję Ci, a czuję się nie najgorzej. Ręka złamana tylko w dwóch miejscach.- zażartował- Muszę tu zostać trzy dni.
-Jeżeli chcesz to zajmę się w tym czasie Baryłką.- zaproponowałam nie myśląc o tym, że i tak mam już mało czasu na inne konie.
-Jak możesz.- uśmiechnął się.
    Do pokoju weszła mama Kamila. Stwierdziłam, że zostawię ich samych. Będzie się musiał grubo tłumaczać przed przewrażliwioną matką. Kierując się w stronę drzwi usłyszałam "Marika podejdź tu". Nachyliłam sie nad nim, a on wyszeptał "Dziękuję Ci, że..." liczyłam, że powie "... że jesteś" jednak on dokończył swoją wypowiedź "...pomogłaś mi z Ewką"
    Poczerwieniałam ze złości.
 -Nie ma za co. Szczęścia Wam życzę.- wyszłam z sali oburzona.
***
    Nie miałam ochoty na pracę z Adriatykiem, dlatego wypuściłam go na karuzelę. Chodziłam bez sensu po stajni zaglądając do wszystkich boksów po koleji. Miałam zamiar pójść do Michasia, ale gdy już tam doszłam go nie było. "Mówiłam, że to nie jest koń dla Ciebie"  uśmiechnęłam się zwłowrogo.
***
    Wieczorem siedziałam z tatą przed telewizorem oglądając męcz piłki ręcznej, kiedy usłyszałam klakson samochodu. "Kto się dobija o tej porze?" spytałam  samej siebie.
-Idź córcia zobacz kto to.- powiedział błagalnie tata nie odrywając wzroku od telewizora.
    Wyszłam przed dom i zobaczyłam czarne BMW. "No nie! Nie możlwe!" krzyknęłam w duchu. Wróciła. Moja starsza siostra wróciła. Wyjechała sześć lat temu do Londynu na studia, a potem poznała chłopaka i zamieszkali razem za granicą. Zawsze była we wszystkim lepsza. Była geniuszem przedmiotów ścisłych i dlatego wyjechała na studia już w wieku szesnastu lat! Od zawsze wydawało mi to się nie sprawiedliwe. Jej czarne oczy i czerwone włosy, które przefarbowała w wieku czternastu lat(kolejna nie sprawiedliwość, bo mi tata nie pozwala zrobić  pasemek na lato.) były tak uwodzicielskie, że Kinga mogła mieć każdego, ale nikogo nie chciała. Ostatnio widziałam ją na pogrzebie matki i liczyłam, że jak wróci to się zmieni...ale się myliłam.
-Helo sister!- krzyknęła ze sztucznym, żałosny, brytyjskim akcentem.-Już wróciłam. Znowu będziemy razem- uśmiechnęłam sie.
"Zabij się" pomyślałam.
-A co z twoim chłopakiem? Nie wytrzyłam z tobą? Nie dziwię mu się- zaczerwieniłam się ze złości.
-Wiem, że długo mnie nie było i musisz nadrobić zaległe złośliwości, ale zaczekaj do jutra. Daj mi się zaklimatyzować. Tak roztaliśmy się. Weź moje walizki.- powiedziała rozkazującym tonem przepychając mnie łokciem.
-Poradzisz sobie!- odpowiedziałam zamykając jej drzwi przed nosem.
    Oznajmiłam tacie, że jego córunia wróciła i poszłam do swojego pokoju. Za to on pobiegł jej na pomoc.
***
    Wstałam wcześniej niż inni. Poszłam wypuścić konie i wylonżować Adriatyka, bo po południu miałam pojechać do szpitala odwiedzić Kamila.
    Karmelek na lonży szedł przepięknie. Ćwiczyliśmy zagalopowania bez bryknięć i chodzenie za mną. Zakochałam się w tym źrebaku bezgranicznie.
Tata przechodził akurat obok maneżu, gdzie trenowałam z konikiem.
-Tato! Za ile jedziemy?- krzyknęłam?
-Dziś nie dam rady. Przepraszam.- odpowiedział idąc w stronę zerwanego pastucha.
    Nie mogłam pozwolić, by ta jędza przyjechała do niego, a ja nie, więc przyszedł czas na ostateczność.
-Kinga! Proszę zawieź mnie do szpitala.-powiedziałam.
-Ech malutka.- zadrwiła z mojego wzrostu.- Skoro tak nalegasz.
-Dziękuję. To co za trzydzieści minut?
-Okey-odpowiedziała i dokończyła malowanie paznokci.
***
    Podeszłam do łóżka śpiącego Kamila "Słodki" pomyślałam i uderzyłam sie ręką w głowę.
-Dzień dobry ksieżniczko.- mówił rozciągają się na łóżku.
-Hej, hej.- zaczęłam się szczerzyć jak idiotka.- Jak wrócę zrobię trening z Honey dlatego przyjechałam tylko na chwilę.
-Dziękuję Ci. Jesteś niezastąpiona.
    Zaczerwieniłam sie. Miałam kompletny mętlik w głowie. Niby podoba się mu Ewa, a teraz do mnie takie teksty.
-A twoja dziewczyna tu była?- puściłam do niego oczko.
-No właśnie nie, więc nie śpiesz z używaniem słów "twoja dziewczyna". Dziś oprócz rodziców byłaś tylko ty.
-No patrz.- "Skąd ja to wiedziałam"- Wiesz Kinga czeka na mnie na dole...-przerwał mi.
-Kinga? Ta Kinga? Twoja siostra?- jego oczy się powiększyły.
-Tak, tak ona. Jutro Ci wyjaśnie. Muszę uciekać. Do jutra- przytuliłam go.
-Pa kochana!- odkrzyknął
"Co on sobie myśli? Co?"
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Troszkę mało tematyki końskiej, ale mam nadzieję, że się podoba :D Proszę o szczerę opinię i liczę na nowych obserwatorów.
Nie mam żadnych pomyśłów na kolejny rozdział, więc może napiszcie o czym najchętniej byście czytali. :)

Do następnego :* ~Ruda

wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział VI

"Wypadek"

     Przyłożyłam łydki i Smok ruszył kłusem. Na prawej wodzy zaczęłam ruszać jakbym wyciskała gąbkę i Rudy zaokrąglił się w szyji.
-Tak! Właśnie o to chodzi!- krzyknął tata-tylko teraz utrzymaj to zebranie.
     Po jeździe ujeżdżeniowej skróciłam strzemiona, a tata ustawił małą stacjonatę. Galop w lewo, łyda, półsiad i skok! Nie robiłam tego od miesiąca. Pogłaskałam konika po szyji i jeszcze raz. Zmieniłam kierunek, a ojciec ze stacjonaty zrobił oxer 90cm. Po skoku byłam przepełniona szczęściem.
-Tato, musimy powtarzać te treningi.- powiedziałam z ogromnym uśmiechem na buzi.
-Nie ma sprawy.- odpowiedział tata klepiąc Rudego po zadzie- Dobra robota koniu.
     Wyszedł z hali, a my zostaliśmi sami i mieliśmy dużo miejsca, dlatego zrobiłam to co najbardziej kocham. Zdjęłam siodło, czaprak, ogłowie, a z wodzy zrobiłam cordeo. Najpierw, żeby Smok przypomniał sobie komendy, które wydaję samym dosiadem trochę postempowałam. Ruszyłam kłusem, potem galop. Konik uszy rozłożył na boki, jechał płynnie, ale trochę się "rozmarzył" i się potknął. Nie wystraszyłam się upadku tylko tego, że powinnam oszczcędzać jego nogę. Przeszłam do stempa i zsiadłam z niego. Puściłam Rudego na ścieżkę, żeby zobaczyć czy nie kuleję. Na szczeście wszystko było dobrze,
***
-Ewa! Zaczekaj- krzyknęłam biegnąc za chudą brunetką
-Co chcesz? Śpieszę się.- powiedziała nie odwracając się.
     Złapałam ją za ramię, żeby mnie posłuchała.
-Nie musisz mnie lubić, ale posłuchaj. Kamil chciał, żebyś na niego poczekała.
-Powiedziałam, że nie mam czasu. Zaraz ma bal urodzinowy koleżanki.
"Lafirynda" przeszło mi przez myśl.
-To w takim razie mogę dać Ci jego numer.
-Jak musisz. A który to ten...Kuba?- spytała kpiąc ze mnie
-Kamil.- odburknęłam- Wczoraj siedział ze mną i Anetą przed halą.
-Hmm to ten. Słodki jest. Dawaj ten numer.
     Po podaniu numeru rozeszłyśmy się. "Jeżeli on z nią będzie, to umrę z zazdrości i współczucia dla niego. Taka diwa z moim Kamilem? Kamilem który wspiera mnie od dwóch lat, był przy mnie w najgorszych momentach? Jest dla mnie najważniejszy i nie mogę stawać na drodze do jego szczęścia..." myślałam lonżując Adriatyka.
***
"Dzięki Marika za podanie Ewce numeru, może w końcu to ta z którą, będę mógł stworzyć związek. Jesteś super <3" - czytałam sms's od Kamila ze łzami w oczach i bólem w sercu.
     Był wieczór, a ja siedziałam sama w domu. Napisałam tylko do taty, że jak wróci będę w stajni i od razu poszłam do boksu Honey. W tym momencie tylko ona przypominała mi te dobre chwile z Kamilem. Nasze tereny, skoki, wyścigi...
-Co to będzie jak on pozwoli Ewce na tobie jeździć? - wyszeptałam do Baryłki.
***
-Eghm- odkaszlnął jakiś chłopak- Halo? Ej! Słyszysz mnie?!- zaczął krzyczeć.
     Przebudziłam się i uświadomiłam sobie, że jestem w boksie konia Kamila.
-O matko!- powiedziałam zdziwiona- Znowu zasnęłam w boksie.- oznajmiłam wyciągając słomę z włosów.
-Marika?! Przepraszam, że tak się uniosłem, nie poznałem Cię.- mówił podnosząc mnie z ziemi- Jestem Ci tak wdzięczny. Dziś idę z Ewką do kina.
     Moja prawa powieka zaczęła nerwowo drgać.
-Może najpierw zajęła by się swoim ogierem, który ma tyle energii, że spokojnie wyłamał by drzwi boksu.- nie wierzyłam, że to powiedziałam- To znaczy cieszę się. Powodzenia.- skłamał wymuszając uśmiech.
     Nie czekałam na odpowiedź tylko odeszłam i udawałam, że muszę wyczyścić Arię, bo Anety nie będzie. W tym momencie nie byłam smutna, czy zazdrosna, tylko wściekła! Musiałam się odstresować, więc wyczyściłam Dropsa i pojechałam w teren.
***
     Wróciłam po trzech godzinach. Zauważyłam, że na hali pali się światło. Ruszyłam w tamtą stronkę i zobczyłam coś w co nie mogłam uwierzyć! Kamil lonżował Michasia. Konia Ewy! A ona siedziała z boku i tylko patrzyła, jak on z trudem utrzymuję czterolatka. Nie przywitałam się, tylko weszłam do środka i patrzyłam jak arab bryka, strzela baranki itp...
     Po kilku minuatch Kamil chciał żeby koń zagalopował, ale ona stanął dęba, obrócił się na tylniej nodze i wylądował kilka centymetrów przed wysoki szatynem, który wywrócił się z wrażenia. Michaś zerwał karabińczyk różowej lonży Ewy i ruszyła galopem. Na nieszczęście przebiegł po ręce mojego przyjaciela. Usłyszałam pisk Ewki, która wybiegła z hali i ruszyła w stronę roweru którym przyjechała.
     Dopiero po kwadransie udało mi się złapać karego źrebaka i odprowadzić do stajni. Biegiem wróciłam do hali i pomogłam Kamilowi. Jego ręka była sina i spuchnięta
-Siedź tu. Idę po tatę- rozkazałam
***
     Tata od razu pomógł. Zapalił silnik samochodu i zawiózł nas do szpitala.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
W tym rozdziale pojawiło się trochę akcji. Mam nadziję, że się podoba. Jutro na 100% nn  :D Liczę na szczere opinię i może nowych obserwatorów :D I dziękuję za ponad 800 wyświetleń :)

Jeżeli macie jakieś pytania to tu ----> ask.fm/coco44997
Pozdrawiam :* ~Ruda