Rozdział VI
"Wypadek"
Przyłożyłam łydki i Smok ruszył kłusem. Na prawej wodzy zaczęłam ruszać jakbym wyciskała gąbkę i Rudy zaokrąglił się w szyji.
-Tak! Właśnie o to chodzi!- krzyknął tata-tylko teraz utrzymaj to zebranie.
Po jeździe ujeżdżeniowej skróciłam strzemiona, a tata ustawił małą stacjonatę. Galop w lewo, łyda, półsiad i skok! Nie robiłam tego od miesiąca. Pogłaskałam konika po szyji i jeszcze raz. Zmieniłam kierunek, a ojciec ze stacjonaty zrobił oxer 90cm. Po skoku byłam przepełniona szczęściem.
-Tato, musimy powtarzać te treningi.- powiedziałam z ogromnym uśmiechem na buzi.
-Nie ma sprawy.- odpowiedział tata klepiąc Rudego po zadzie- Dobra robota koniu.
Wyszedł z hali, a my zostaliśmi sami i mieliśmy dużo miejsca, dlatego zrobiłam to co najbardziej kocham. Zdjęłam siodło, czaprak, ogłowie, a z wodzy zrobiłam cordeo. Najpierw, żeby Smok przypomniał sobie komendy, które wydaję samym dosiadem trochę postempowałam. Ruszyłam kłusem, potem galop. Konik uszy rozłożył na boki, jechał płynnie, ale trochę się "rozmarzył" i się potknął. Nie wystraszyłam się upadku tylko tego, że powinnam oszczcędzać jego nogę. Przeszłam do stempa i zsiadłam z niego. Puściłam Rudego na ścieżkę, żeby zobaczyć czy nie kuleję. Na szczeście wszystko było dobrze,
***
-Ewa! Zaczekaj- krzyknęłam biegnąc za chudą brunetką
-Co chcesz? Śpieszę się.- powiedziała nie odwracając się.
Złapałam ją za ramię, żeby mnie posłuchała.
-Nie musisz mnie lubić, ale posłuchaj. Kamil chciał, żebyś na niego poczekała.
-Powiedziałam, że nie mam czasu. Zaraz ma bal urodzinowy koleżanki.
"Lafirynda" przeszło mi przez myśl.
-To w takim razie mogę dać Ci jego numer.
-Jak musisz. A który to ten...Kuba?- spytała kpiąc ze mnie
-Kamil.- odburknęłam- Wczoraj siedział ze mną i Anetą przed halą.
-Hmm to ten. Słodki jest. Dawaj ten numer.
Po podaniu numeru rozeszłyśmy się. "Jeżeli on z nią będzie, to umrę z zazdrości i współczucia dla niego. Taka diwa z moim Kamilem? Kamilem który wspiera mnie od dwóch lat, był przy mnie w najgorszych momentach? Jest dla mnie najważniejszy i nie mogę stawać na drodze do jego szczęścia..." myślałam lonżując Adriatyka.
***
"Dzięki Marika za podanie Ewce numeru, może w końcu to ta z którą, będę mógł stworzyć związek. Jesteś super <3" - czytałam sms's od Kamila ze łzami w oczach i bólem w sercu.
Był wieczór, a ja siedziałam sama w domu. Napisałam tylko do taty, że jak wróci będę w stajni i od razu poszłam do boksu Honey. W tym momencie tylko ona przypominała mi te dobre chwile z Kamilem. Nasze tereny, skoki, wyścigi...
-Co to będzie jak on pozwoli Ewce na tobie jeździć? - wyszeptałam do Baryłki.
***
-Eghm- odkaszlnął jakiś chłopak- Halo? Ej! Słyszysz mnie?!- zaczął krzyczeć.
Przebudziłam się i uświadomiłam sobie, że jestem w boksie konia Kamila.
-O matko!- powiedziałam zdziwiona- Znowu zasnęłam w boksie.- oznajmiłam wyciągając słomę z włosów.
-Marika?! Przepraszam, że tak się uniosłem, nie poznałem Cię.- mówił podnosząc mnie z ziemi- Jestem Ci tak wdzięczny. Dziś idę z Ewką do kina.
Moja prawa powieka zaczęła nerwowo drgać.
-Może najpierw zajęła by się swoim ogierem, który ma tyle energii, że spokojnie wyłamał by drzwi boksu.- nie wierzyłam, że to powiedziałam- To znaczy cieszę się. Powodzenia.- skłamał wymuszając uśmiech.
Nie czekałam na odpowiedź tylko odeszłam i udawałam, że muszę wyczyścić Arię, bo Anety nie będzie. W tym momencie nie byłam smutna, czy zazdrosna, tylko wściekła! Musiałam się odstresować, więc wyczyściłam Dropsa i pojechałam w teren.
***
Wróciłam po trzech godzinach. Zauważyłam, że na hali pali się światło. Ruszyłam w tamtą stronkę i zobczyłam coś w co nie mogłam uwierzyć! Kamil lonżował Michasia. Konia Ewy! A ona siedziała z boku i tylko patrzyła, jak on z trudem utrzymuję czterolatka. Nie przywitałam się, tylko weszłam do środka i patrzyłam jak arab bryka, strzela baranki itp...
Po kilku minuatch Kamil chciał żeby koń zagalopował, ale ona stanął dęba, obrócił się na tylniej nodze i wylądował kilka centymetrów przed wysoki szatynem, który wywrócił się z wrażenia. Michaś zerwał karabińczyk różowej lonży Ewy i ruszyła galopem. Na nieszczęście przebiegł po ręce mojego przyjaciela. Usłyszałam pisk Ewki, która wybiegła z hali i ruszyła w stronę roweru którym przyjechała.
Dopiero po kwadransie udało mi się złapać karego źrebaka i odprowadzić do stajni. Biegiem wróciłam do hali i pomogłam Kamilowi. Jego ręka była sina i spuchnięta
-Siedź tu. Idę po tatę- rozkazałam
***
Tata od razu pomógł. Zapalił silnik samochodu i zawiózł nas do szpitala.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
W tym rozdziale pojawiło się trochę akcji. Mam nadziję, że się podoba. Jutro na 100% nn :D Liczę na szczere opinię i może nowych obserwatorów :D I dziękuję za ponad 800 wyświetleń :)
Jeżeli macie jakieś pytania to tu ----> ask.fm/coco44997
Pozdrawiam :* ~Ruda
Super opowiadanie. Ale błęęędy rażą
OdpowiedzUsuńWspaniałe. <3
OdpowiedzUsuńDo tej pory najlepszy ! ;)
OdpowiedzUsuń