Rozdział XI
"Przyjaźń?"
Spacerowałam z Areo i Kamilem po lesie. Przyjaciel przyłączył się do nas po kłótni z Ewą. Robiła mu awanturę o rozmowę ze mną.
-Chwila!- krzyknęłam zwalniając Arametto, która chciała mi się wyrwać.- To wy byliście razem, że tak się o to wścieka?
-Znaczy się...no chyba tak.-jąkał się- Ona prosiła, żebym nikomu nie mówił.
Zacisnęłam dłoń w pięść chcąc uderzyć prosto w niebieskie oko Kamila.
-Przyjaźnimy się od dwóch lat, a ty nam nie powiedziałeś?
-Przepraszam.- powiedział obejmując mnie.
-Trochę na to za późno. Nie masz pojęcia jak się czułam kiedy z nią flirtowałeś. To bolało mnie tak samo jak śmierć mamy.- powiedziałam patrząc wyższemu ode mnie o pół głowy chłopakowi w oczy.
-Czemu? Przecież my się tylko przyjaźnimy.
-Tak...tylko przyjaźnimy.- wymruczałam pod nosem.
Reszte drogi szliśmy w milczeniu. Miałam nadzieję, że zrozumiał moją aluzję, ale błyskotliwym nastolatkiem on nie był.
Wprowadziłam Dropsa na karuzelę i ustawiłam na stęp. Po paru okrążeniach zmieniłam kierunek i przestawiłam na kłus. Potem w drugą stronę i galop w obu kierunkach. Następnie to samo zrobiłam ze Smokiem i Adriatykiem.
Weszłam do domu i powiedziałam tacie, że nie chcę dziś wsiadać, ale on miał inne plany.
-...i dlatego musisz wsiąść na Kenię.
-Żartujesz sobie? Boli Cię kolano i dlatego muszę wsiadać? Nie możesz jej puścić na karuzelę czy wylonżować?
-Nie może chodzić trzy dni pod rząd na lonży, a na karuzeli się płoszy.- powiedział prasując koszulę
Wyszłam wściekła z domu. Nie wiedziałam no co, ale tak było. Gwałtownymi ruchami wyczyściłam konia taty i od niechcenia osidłałam. Ruszyłam w drogę. Jeszcze nigdy nie byłam na Kenii w terenie, ale ufałam jej.
Kłusowałyśmy standardowo wzdłuż "czekolady" kiedy usłyszałam krzyki "Marika! Marika zaczekaj!". Odwróciłam się i zobaczyłam galopującego za mną Kamila i Honey. Przeszłam do stępa, ale szłam dalej. Kamil nagle znalazł się obok mnie i smyrnął moją nogę batem.
-Chyba zrozumiałem twoją aluzję.- zaczął mówić, kiedy jego policzki zarumieniły się.
-No słucham?- spytałam dalej obrażona.
-Czy ty jesteś zazdrosna?
-Co? Ja? Nigdy? Czemu tak sądzisz?- zaczęłam krzyczeć i nieudolnie się bronić
-Marika?- uniósł brwi do góry.- Nie udawaj, ja...
-Nie wiem co ty, ale wiem, że ja nie chcę tego słyszeć.
Zebrałam wodze i ruszyłam galopem. Kamil jechał za mną, ale ja nie dawałam się dogonić. Wyjechałam na wiejską drogę. Galopowaliśmy dłuższy czas. Zaczęłam się zastanawiać czy nie popełniłam błędu uciekając i moje oczy wypełniły się łzami. Przez to straciłam widoczność i w ostatniej chwili zobaczyłam ciężarówkę, która wyjechała zza zakrętu, ale było już za późno na ucieczkę.
***
Uchyliłam oczy. Wszystko było rozmazane i się kręciło. Każdy dźwięk sprawiał mi ból. Byłam zdezorientowana, a moja dłoń była w czyimś objęciu. Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam Kamila, który spał na krześle non stop trzymając moją rękę. Obok niego stała półka, na której leżały zdjęcia moich koni, rodziny i przyjaciół. Spojrzałam w prawo. Za oknem było już ciemno. Zaczęłam przypominać sobie to co się wydarzyło. Ucieczkę, galop, ciężarówkę...
Moja lewa noga była w gipsie. Chciałam dotknąć swojego czoła, bo czułam, że skutkiem wypadku nie była tylko złamana noga. Głowa byłam obwiązana bandażem, który po dotknięciu zostawił na moich palcach krwawe ślady.
Do pokoju weszła pani doktor.
-Widzę, że się obudziłaś. Bardzo dobrze.- uśmiechnęła się kobieta.
-Też się cieszę. Jak długo już tu jestem?
-Dwa dni. Miałaś wypadek, ale ten młodzieniec powiedział, że wszytsko opowie dopiero jak się obudzisz.
-Na prawdę?- na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Siedzi z tobą od kąd karetka Cię przywiozła. Całą noc nie spał, więc go nie budźmy.- powiedziała zapisując coś w mojej karcie pacjenta.
Zacisnęłam palce mocniej na jego dłoni.
-Zadzwonię po twojego tatę.- oznajmiła i wyszła z pokoju.
***
Po godzinie tata przyjechał do szpitala. Powiedział mi o mojej zgniecionej kości piszczelowej i pękniętej kości czołowej.
-Długo mam tu jeszcze zostać? I co z Kenią, Smokiem, Adriatykiem?- spytałam
-Z twoimi rumakami wszystko w porządku, a Kenia jest jeszcze w szoku, ale oprócz pękniętego kopyta nic jej nie jest.
-Przepraszam.- powiedziałam, a po moim policzku spłynęła łza.- Czemu tu stoją te wszystkie zdjęcia?- spytałam chcąc zmienić temat.
-Było prawdopodobieństwo, że będziesz mieć amnezję i Kamil kazał je tu przywieść. Na prawdę pożądny z niego chłopak. Masz szczeście, że akurat tam tędy przejeżdżał.
Tata po godzinnej rozmowie musiał wrócić, żeby nakarmić konie. Gdy wychodził drzwi trzasnęły i obudziły Kamila.
-Obudziłaś się w końcu.- ziewnął.
-Ty też.
-Bardzo się martwiłem. Nie wiem co tak się wystraszyło w lesie, ale przepraszam. To moja wina.- powiedział patrząc na swoje kolana.
-Nie twoja, tylko moja. To mi odbiło. A tak ogółem co mi sie stało?
-Uciekałaś przede mną i chyba nie zauważyłaś ciężarówki, wtedy- głośno przęknął ślinę- uderzyła w Ciebie i Kenię. Ona wróciła do domu, kierowca wystraszył się i odjechał, a ja wezwałem pomoc. Przez dwa dni byłaś w śpiączce, a ja ciągle byłem przy tobie.- wziął w objęcie moją drugą dłoń.
-Dziękuję Ci. Jesteś niezastąpiony i teraz to ty trzymasz mnie przy życiu. A w lesie...co chciałeś mi powiedzieć?- spytałam nie pewnie.
-Chciałem Ci powiedzieć, że jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką i ty też tak chyba sądzisz.- uśmiechnął się delikatnie pokazując swoje białe zęby.
Z trudnością podniosłam sie z łóżka i przytuliłam Kamila szepcząc do niego "Nie chyba tylko napewno".
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
No to jest :D Nic nie będę mówić tylko przepraszam za małą ilość koni :p i proszę o szczerze opinię ;) ~Ruda
Jest świetny jak każdy poprzedni rozdział :D Suuuuper ci to idzie i czekam nma następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńKocham <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńKochammm <3 kiedy next? /$
OdpowiedzUsuńszystko jest świetne *o* Mnie nawet nie przeszkadza mała ilośc koni XD Poprostu to jest bajkowe 8o* Sliczne *o* Jak mi wyslesz swoje zdjecia to ci filmik z tego zrobie ! Zakochałam się w tych bohaterach *o*
OdpowiedzUsuń