sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział VII

"Powrót"

    Siedziałam z tatą na izbie przyjęć. Kamil był na prześwietleniu ręki. Nagle z pokoju wyszedł wysoki mężczyzna w białym fartuchu. Poderwałam się do góry, żeby spytać co z moim przyjacielem, ale tata dał mi ręką znak, abym została ma miejscu.
    Rozmawiali przez około piętnaście minut, ja w tym czasie zadzwoniłam po mamę Kamila. Minął kolejny kwadrans. Wpatrywałam się w zrośnięte brwi recepcjonistki, kiedy nagle podszedł to mnie ojciec i powiedział, że mogę zobaczyć się z naszym połamańcem- zażratował. Ruszyłam w stronę jasno zielonych drzwi z numerkiem 253.
    Weszłam do środka i zobaczyłam leżącego Kamila z ręką w gipsie, która spoczywała na wyciągu.
-Cześć. Zadzwoniłam po twoją mamę. Niedługo powinna tu być. Jak się czujesz?- spytałam smętnym głosem.
-Dziękuję Ci, a czuję się nie najgorzej. Ręka złamana tylko w dwóch miejscach.- zażartował- Muszę tu zostać trzy dni.
-Jeżeli chcesz to zajmę się w tym czasie Baryłką.- zaproponowałam nie myśląc o tym, że i tak mam już mało czasu na inne konie.
-Jak możesz.- uśmiechnął się.
    Do pokoju weszła mama Kamila. Stwierdziłam, że zostawię ich samych. Będzie się musiał grubo tłumaczać przed przewrażliwioną matką. Kierując się w stronę drzwi usłyszałam "Marika podejdź tu". Nachyliłam sie nad nim, a on wyszeptał "Dziękuję Ci, że..." liczyłam, że powie "... że jesteś" jednak on dokończył swoją wypowiedź "...pomogłaś mi z Ewką"
    Poczerwieniałam ze złości.
 -Nie ma za co. Szczęścia Wam życzę.- wyszłam z sali oburzona.
***
    Nie miałam ochoty na pracę z Adriatykiem, dlatego wypuściłam go na karuzelę. Chodziłam bez sensu po stajni zaglądając do wszystkich boksów po koleji. Miałam zamiar pójść do Michasia, ale gdy już tam doszłam go nie było. "Mówiłam, że to nie jest koń dla Ciebie"  uśmiechnęłam się zwłowrogo.
***
    Wieczorem siedziałam z tatą przed telewizorem oglądając męcz piłki ręcznej, kiedy usłyszałam klakson samochodu. "Kto się dobija o tej porze?" spytałam  samej siebie.
-Idź córcia zobacz kto to.- powiedział błagalnie tata nie odrywając wzroku od telewizora.
    Wyszłam przed dom i zobaczyłam czarne BMW. "No nie! Nie możlwe!" krzyknęłam w duchu. Wróciła. Moja starsza siostra wróciła. Wyjechała sześć lat temu do Londynu na studia, a potem poznała chłopaka i zamieszkali razem za granicą. Zawsze była we wszystkim lepsza. Była geniuszem przedmiotów ścisłych i dlatego wyjechała na studia już w wieku szesnastu lat! Od zawsze wydawało mi to się nie sprawiedliwe. Jej czarne oczy i czerwone włosy, które przefarbowała w wieku czternastu lat(kolejna nie sprawiedliwość, bo mi tata nie pozwala zrobić  pasemek na lato.) były tak uwodzicielskie, że Kinga mogła mieć każdego, ale nikogo nie chciała. Ostatnio widziałam ją na pogrzebie matki i liczyłam, że jak wróci to się zmieni...ale się myliłam.
-Helo sister!- krzyknęła ze sztucznym, żałosny, brytyjskim akcentem.-Już wróciłam. Znowu będziemy razem- uśmiechnęłam sie.
"Zabij się" pomyślałam.
-A co z twoim chłopakiem? Nie wytrzyłam z tobą? Nie dziwię mu się- zaczerwieniłam się ze złości.
-Wiem, że długo mnie nie było i musisz nadrobić zaległe złośliwości, ale zaczekaj do jutra. Daj mi się zaklimatyzować. Tak roztaliśmy się. Weź moje walizki.- powiedziała rozkazującym tonem przepychając mnie łokciem.
-Poradzisz sobie!- odpowiedziałam zamykając jej drzwi przed nosem.
    Oznajmiłam tacie, że jego córunia wróciła i poszłam do swojego pokoju. Za to on pobiegł jej na pomoc.
***
    Wstałam wcześniej niż inni. Poszłam wypuścić konie i wylonżować Adriatyka, bo po południu miałam pojechać do szpitala odwiedzić Kamila.
    Karmelek na lonży szedł przepięknie. Ćwiczyliśmy zagalopowania bez bryknięć i chodzenie za mną. Zakochałam się w tym źrebaku bezgranicznie.
Tata przechodził akurat obok maneżu, gdzie trenowałam z konikiem.
-Tato! Za ile jedziemy?- krzyknęłam?
-Dziś nie dam rady. Przepraszam.- odpowiedział idąc w stronę zerwanego pastucha.
    Nie mogłam pozwolić, by ta jędza przyjechała do niego, a ja nie, więc przyszedł czas na ostateczność.
-Kinga! Proszę zawieź mnie do szpitala.-powiedziałam.
-Ech malutka.- zadrwiła z mojego wzrostu.- Skoro tak nalegasz.
-Dziękuję. To co za trzydzieści minut?
-Okey-odpowiedziała i dokończyła malowanie paznokci.
***
    Podeszłam do łóżka śpiącego Kamila "Słodki" pomyślałam i uderzyłam sie ręką w głowę.
-Dzień dobry ksieżniczko.- mówił rozciągają się na łóżku.
-Hej, hej.- zaczęłam się szczerzyć jak idiotka.- Jak wrócę zrobię trening z Honey dlatego przyjechałam tylko na chwilę.
-Dziękuję Ci. Jesteś niezastąpiona.
    Zaczerwieniłam sie. Miałam kompletny mętlik w głowie. Niby podoba się mu Ewa, a teraz do mnie takie teksty.
-A twoja dziewczyna tu była?- puściłam do niego oczko.
-No właśnie nie, więc nie śpiesz z używaniem słów "twoja dziewczyna". Dziś oprócz rodziców byłaś tylko ty.
-No patrz.- "Skąd ja to wiedziałam"- Wiesz Kinga czeka na mnie na dole...-przerwał mi.
-Kinga? Ta Kinga? Twoja siostra?- jego oczy się powiększyły.
-Tak, tak ona. Jutro Ci wyjaśnie. Muszę uciekać. Do jutra- przytuliłam go.
-Pa kochana!- odkrzyknął
"Co on sobie myśli? Co?"
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Troszkę mało tematyki końskiej, ale mam nadzieję, że się podoba :D Proszę o szczerę opinię i liczę na nowych obserwatorów.
Nie mam żadnych pomyśłów na kolejny rozdział, więc może napiszcie o czym najchętniej byście czytali. :)

Do następnego :* ~Ruda

3 komentarze:

  1. Za krótkie, za mało opisów, za mało koni

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja osobiście lubie czytać takie "romantyki" i takie końskie więc jak dla mnie możesz pisać o wszysttkim bo ja poprostu uwielbiam czytać "twoją wyobraźnie " ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni się zgadzam. <3 Tak czy tak i tak opowiadanie jest cudowne. <3

      Usuń