Rozdział X
"Ostatni dotyk"
Pobiegłam do taty, żeby poinformować go o przyjeździe kupca Arii, po czym otworzyłam bramę, aby granatowy koniowóz mógł wjechać na plac. Aneta siedziała w boksie Siwej ciągle powtarzając "Nie mam wyjścia. To już ostatni dotyk. Ostatnia rozmowa. Przepraszam." ze łzami w oczach. Moim zdaniem popełnia błąd, ale ona nie dawała się przekonać.
Z czarnego, terenowego samochodu wysiadł młody, umięśniony mężczyzna ubrany w czerwoną koszulę w kratę, czarne bryczesy i oficerki.
-Dzień dobry. Kosiarczyk się kłania.- podał mi ręke- Gdzie moja nowa piękność się znajduję?- zapytał przystojny szatyn.
-Zaprowadzę pana do jej boksu. Moja przyjaciółka się z nią żegna.- powiedziałam wchodząc do stajni z towarzyszem.
Weszliśmy do budynku, a ja po drodze wrzuciałm marchewkę do żłoba Rudego i Adriatyka. Pan Andrzej wszedł do boksu arabki i przedstawił się Mango, oraz pogłaskał Arię. Przyjaciółka uspokoiła się kiedy zobaczyła, że kupiec jest porządnym człowiekiem. Obgadali parę spraw i mężczyzna zaprowadził Siwą do koniowozu. Zaproponowałam mu jazdę, bo przecież jeszcze nigdy nie siedział na niej, ale odmówił. Wręczył Anecie pieniądze i odjechał.
***
-Mango ja lecę. Muszę dziś obrobić dwa konie.- powiedziałam podnosząc się z fotela- Jak chcesz to chodź ze mną. Możesz wsiąść na Smoka. On jest spokojny.
-Dziękuję, ale zostanę tu jeszcze trochę.- odpowiedziała leżąc na łóżku.
Po czyszczeniu założyłam Rudemu ogłowie i ruszyliśmy w teren. Stępowałam wzdłuż rzeki, którą nazywamy "czekoladową" ze względu na jej kolor i zanieczyszczenie. Żadna osoba nigdy do niej nie weszła. Następnie kłus pomiędzy bukami i brzozami leśną ścieżką. Wyjechaliśmy z lasu i znaleźliśmy się na polanie, po której galopowałam. W drodze powrotnej zajechałam do sklepu pana Karola po szelki dla psów, na których miałam zamiar wyprowadzać Areo na spacery.
Wróciłam na ranczo. Spłukanego zimną wodą Smoka wypuściłam na padok i patrzyłam jak mój kasztanowy koń zmienia się w karego poprzez tarzanie się błocie. Gdy Rudy się znudził poszłam do domu na obiad. Kingi nie było, bo wyjechała na wymianę do Hiszpanii, więc nici z domowego obiadku. Wrzuciłam gotową pizzę do piekarnika i poszłam zobaczyć się z Anetą. Ku mojemu zdziwieniu zamiast jej na łóżku leżała karteczka z napisem "Musiałam już iść. Spotkamy się w poniedziałek ;)" Zgniotłam karteczkę i wyrzuciłam do przepełnionego kosza. Zeszłam na dół, żeby obejrzeć "Awkward" na MTV jedząc pizzę.
Po obiedzie osiodłałam Adriatyka i poszłam z nim na maneż. Malec kłusował nieco szybciej niż ostatnio, dlatego chciałam z nim zagalopować w nagrodę za zwolnienie, które było ciężko osiągnąć, ale w pewnym momencie Karmelek zwolnił i opuścił głowę w dół bez mojej pomocy. Przesunęłam wewnętrzną łydkę do przodu, a jego głowę skierowałam delikatnie do środka i zagalopowałam. Czterolatek wyjechał do przodu i zaczął co jakiś czas strzelać baranki. Źrebak było bardzo wygodny, więc bez problemu to wysiedziałam. Po kilku okrążeniach uspokoił się i zwolnił. Przeszłam do stępa, zmieniłam kierunek i zagalopowałam w lewo. Galop w drugą stronę wyglądał podobnie, ale i tak mi się podobało.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak wiem krótko, nudno, nie zabawnie, ale wyczekujcie jutrzejszego rozdziału :) Będzie się działo. Proszę o szczerę opinię i liczę na nowe obserwacje ;) ~Ruda
Masz racje jest strasznie krutki a i tak super ! ;)
OdpowiedzUsuń