wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział IX

"Pobudka"

    Obudziłam się w swoim ciepłym łóżku ubrana w przesiąknięte końskim zapachem bryczesy. W moich nogach spał Talent- kot, który do domu przychodzi tylko w południowe upały. "Jak się tu znalazłam? I która godzina,że kot już w domu?"  Zadawałam sobie pytnia doskonale wiedząc, że i tak nie otrzymam na nie odpowiedzi do póki nie wyjdę z pokoju. Mimo woli odkryłam się, a Talenta przesunęłam na bok. Nie dawało mi spokoju to, czemu tata mnie nie obudził. Spojrzałam z przymróżonymi oczami w lustro i zobaczyłam, że moja twarz jest czerwona i spuchnięta.
-Cholera! Co to jest!?- krzyknęłam na cały głos,a mój kot, aż rzucił się do wyjścia.
    Zbiegłam do kuchni i niechlujnie posmarowałam chleb nutellą, który jadłam w drodze do stajni.  Byłam bardzo zdeterminowana, żeby dowiedzieć się co się wydarzyło na mojej bladej zazwyczaj cerze.
    Wbiegłam na padok Kenii już bez kanapki z nadzieją, że ojciec poszedł po nią, żeby ją osiodłać, ale tam go też nie było. Biegłam na halę, kiedy usłyszałam, że galopuje za mną Drops, który znowu uciekł z padoku. Było łatwo go rozpoznać, ponieważ był najmniejszym kucem w stajni więc jego full'e były najkrótsze. Odwróciłam się nie przestając biec, kiedy wpadłam na tatę i stojącego obok Kamila.
-O raju! Mara nic Ci nie jest? Uprzedzę twoję pytanie. Nie, nie pytam o twarz.- dziewczęco zachichotał, co nie wydało mi się dziwne, ponieważ to był jego "znak rozpoznawczy", jak on to mawia.
-Nie...- przypomniałam sobie jak wyglądam. Byłam pomidorem w dziurwach spodniach.- Możesz na mnie nie patrzeć i zostawić nas samych?- spytałam chowając twarz w dłonie.
    Pociągnęłam tatę za zielony rękaw od podkoszulki i kazałam mu spojrzeć na moją przerażającą twarz, a on opowiedział mi o tym jak w nocy Areo wyszła z boksu, a  konie dostawały bzika. Jak wszedł do do stajni i opanował sytuacje zobaczył mnie w takim stanie, śpiącą na sianie i postanowił zabrać do domu.
-I co mi jest? Kiedy to minie?- pytałam przerażona.
-Nie mam pojęcia, ale to nie wygląda dobrze. Pani Rabczyńska ma dziś przyjechać i przyjrzeć się temu bliżej.- powiedział po czym ruszył w stronę Dropsa, który łakomo jadł trawę.
    Pobiegałam za tatą, który mruczał do szetlanda, o tym jaki to on jest upierdliwy.
-Rabczyńska? Ta chciwa, siwa, brodata...-zrobiłam kwaśną minę- lekarka!?- krzyknęłąm tak głośno, że Kamil, który stał po drugiej stronie rancza z Honey na myjce spojrzał w naszą stronę, a ja się zarumieniłam jeszcze bardziej, co wyglądało za pewnie bardzo nienaturalnie 
-Tak ona. Nie marudź chodzi o twoje zdrowie.- chciał pocałować mnie w czoło, ale się odsunęłam, bo twarz piekła mnie coraz bardziej.
-Idę się ogarnąć. Dziś spróbuję zakłusować na Adriatyku.
***
    Siedziałam zapłakana w pokoju z Anetą, wyżalając jej się z diagnozy pani doktor.
-Ja nie mogę mieć alegrii na końską sierść. Żyję nimi i z nimi.- szlochałam
-Wiem Marika. Mówiłaś już to ponad sto razy.- objęła mnie pulchną ręką.
-Jedyny sposób na dalsze życie w śród nich to zastrzyki w brzuch, a wiesz, że panicznie boję się igieł.
-Teraz sama musisz zdecydować co dla Ciebie jest najważniejsze.- nieudolnie mnie pocieszała
-Masz rację! Spróbuję się przełamać. Stopniowo, dzień po dniu i zacznę od zaraz.- powiedziałam wyciągając jedną z wielu strzykawek od Ranczyńskiej.
    Podwinęłam bluzkę do góry. Zdjęłam zatyczkę z igły i wbiłam w umięśniony brzuch.
-Chyba nie było, aż tak źle, prawda?- spytała Mango.
-Nie. Wcale.- mówiłam z uśmiechem na twarzy i strachem w oczach.- Było fajnie.- zaczęłam się śmiać jak psychopata a w moich oczach pojawił się obłęd. Moja prawa ręka i lewa powieka, zaczęły drgać.
-Mara? Co Ci jest?- pytała zaniepokojna przyjaciółka.- Marika! Co się dzieje? Odpowiedz!- zaczęła panikować! i wybiegła z pokoju.
    Gdy Aneta z tatą i Kingą (która i tak miała to w nosie) wparowali do pokoju leżałam na łóżku zwijając się ze śmiechu. Śmiałam się tak bardzo, że moja twarz była bordowa, ale nie przez alergie.
-Mango, żałuj, że nie widziałaś swojej miny.- powiedziałam jak w końcu udało mi się złapać oddech.
    Aneta rzuciła się na mnie i zaczęła łaskotać, a Kinga wyszła z pokoju z miną pt: "Co za dzieci".
***
    Przed pierwszą jazdą na Adriatyku wypastowałam stare ujeżdżeniowe siodło i ogłowie, oraz zmieniłam wędzidło na plastikowe podwójnie łamane, żeby było delikateniejsze. Wyprowadziłam Karmelka i zaczęłam go czyścić. Następnie założyłam mu kaloszki i czerwone owijki, a do tego czaprak w tym samym kolorze. Na koniec ubrałam go w siodło, które przypięłam popręgiem, a między zęby włożyłam wędzidło.
    Weszłam ze srokaczem na halę, gdzie Kamil prowadził jazdę Ewce na Honey! Nie przejęłam sie nimi tylko podeszłam do schodków i wyregulowałam strzemiona oraz dopiełam popręg. Stępując opowiedziałam przyjacielowi o mojej chorobie, a Ewa w tym czasie kipiała z zazdrości co mi się bardzo podobało. Nadszedł czas na pierwszy kłus. Byłam przygotowana na wszelkiego rodzaju niespodzianki. Zebrałam wodze, zacisnęłam łydki i ruszyłam nie myśląc o tym kto stoi obok, ani o tym jak się jedzie. Skupiłam się na tym, żeby Adriatyk nie kombinował zbytnio. Po paru minutach kłusa przeszłam do stępa i zaczęłam wszystko analizować. Czterolatek szedł cudownie. Płynnie i bez tracenia równowagi, co często zdarza się młodym koniom. Nogi podnosił do góry- tak jak nauczyła go na lonży, a uszy miał luźno rozstawione na boki, ale z galopem wolałam jeszcze zaczekać.
    Wróciłam do stajni i rozsiodłanego małopolaka wprowadziłam do bosku po Michasiu, bo w jego nadal gościła Arametto.
-Świetnie Ci szło. Oby tak dalej.- powiedziała radośnie Ewa zaglądając do boksu, w którym zdejmowałam Adriatykowi owijki.
-Eeee- zaczęłam się jąkać- Dzięki?- odpowiedziałam nie pewnie i wyszłam z boksu z czerwonymi "szmatkami" w rękach.
    Wychodząc ze stajni zaszłam do Areo. Sarna była w lepszej formie. Jadła i piła oraz nabrała zaufania do ludzi. Prosiłam tatę, żeby została z nami na stałe, ale on nie był do końca pewny.
    Wróciłam do domu i wzięłam prysznic słuchając płyty Linkin Parku, oraz zjadłam kolację w towarzystwie rodziny. Jedynym plusem powrotu Kinigi były zdrowe posiłki, która robiła " z nudów". Późnym wieczorem leżąc w łóżku zadzwoniłam do Anety i opowiedziałam jej o wszytskim co ją ominęło.
----------------------------------------------------------
Wiem, że po długiej przerwie, ale jest 9 rozdział :D pisany był przez dwie lekcje polskiego i mam nadzieję, że zobaczę kilka opinii w komentarzach :D Liczę na nowych obserwatorów i do następnego :* ~Ruda

4 komentarze:

  1. I love you *o* Też przez wakacje pisałam "powieść" ale wyszło na to , ze mi się odechciało a to co pisałam było głupie jak but XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!!! Piszesz bardzo fajnie i opisujesz wszystko. Też bym tak chciała...

    OdpowiedzUsuń
  3. Naj naj najlepsza !!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super aż ci zazdroszcze pomysłów ;)

    OdpowiedzUsuń